Intensywnie padający deszcz spowodował wystąpienie z brzegów rzeki Chicu, płynącej zaledwie 20 km od stolicy Kolumbii Bogoty. Straty, do jakich powódź doprowadziła w ciągu miesiąca, szacowane są na miliony dolarów. Od początku pory deszczowej w całym kraju doszło do gigantycznych zniszczeń.
Powódź nawiedziła prowincję Cundinamarca w środkowej Kolumbii. Wylewającą Chicu próbowało powstrzymać ponad 100 żołnierzy i policjantów, jednak nie udało im się ocalić okolicy od strat szacowanych na miliony dolarów.
- Ucierpiało 230 osób, zalanych zostało 350 hektarów ziem, w tym kilkanaście plantacji i kilka farm. Pod wodą znalazło się także 50 domów, które nie nadają się już do zamieszkania - wylicza Juan Carlos Mesa z Obrony Cywilnej.
Fala zmierza do Bogoty
Fala powodziowa, która doprowadziła do tych zniszczeń, niebawem pojawi się na Bogocie, rzece przepływającej przez miasto o tej samej nazwie. Dlatego też w kolumbijskiej stolicy ogłoszono czerwony alarm.
Jest o co się martwić. Obszar wokół rzeki to w większości tereny podmokłe, niezdolne do wchłaniania wody. Nie dość, że same nie przyjmują jej nadmiaru, to nie pozwalają jeszcze na wybudowanie ochronnych grobli.
Gigantyczne straty od połowy marca
Powodzie nękają Kolumbię od połowy marca. Jak dotąd łącznie straty poniosło 60 tys. osób. Dziewiętnaście osób zginęło, 24 zostały ranne, a dwie zaginęły. Zniszczonych zostało 12 tys. budynków mieszkalnych, 190 dróg, a takżę 40 szpitali i tyle samo szkół. Pod woda znajdują się tysiące hektarów ziemi. Do końca czerwca, kiedy powinien skończyć się deszczowy okres w Kolumbii, nie ma co liczyć na poprawę sytuacji.
Pora deszczowa w Kolumbii przypada na kwiecień-maj oraz wrzesień-grudzień.
Autor: map/mj / Źródło: Reuters TV, APTN