Wiosna tuż, tuż. Żyć się chce. To taka pora roku, podczas której kwitną nie tylko kwiaty, ale i... marzenia. Jedne realne, inne nierealne, ale pomarzyć każdy lubi. A może by tak pobiegać?
Wiadomo dlaczego: biegacze są wytrzymali, sprawni, zwinni – ogólnie rzec można wysportowani. Ale to tylko jedna strona medalu. Na innych większe wrażenie robi fakt, że długodystansowcy są zwykle... szczupli! Nic dziwnego – udowodniono, że właśnie regularnym bieganiem można najskuteczniej zrzucić tych kilka (kilkanaście, kilkadziesiąt – niepotrzebne skreślić) zbędnych kilogramów. A może chcesz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Można i tak. Zapewniam, że to wcale nie marzenie ściętej głowy! Który z problemów związanych z rozpoczęciem biegania wydaje ci się nie do przejścia?
Wiek? Żaden problem
Jeszcze kilka dekad temu, w latach 60. i 70., biegaczami byli – a co ważniejsze – chcieli być ludzie młodzi. Jak młodzi? 50-latków rzadko widywało się na biegowych trasach, a szczecinianin Jan Kopeć, który w 1980 roku jako 60-latek wystartował w Szczecińskiej Dwudziestce, był jedynym w tej kategorii wiekowej. Potem przez kolejne 20 lat rokrocznie brał w nim udział, zawsze będąc najstarszym uczestnikiem biegu. Ale gdy był już 80-latkiem, jego start nie robił takiego wrażenia na kibicach, jak w roku 1981. Powód? Na świecie było już mnóstwo biegających 80-latków, a nawet maraton kończą teraz biegacze niemal wiekowi.
Masz 60 czy może 70 lat? Spokojnie – przed tobą być może jeszcze kilkadziesiąt lat biegania. Wymienić trzy najważniejsze przesłania dla debiutujących na biegowych trasach 60-latków? Rozsądek, rozsądek i jeszcze raz rozsądek! Rozsądek w ilości przebieganych kilometrów - to rada, by liczyć nie kilometrów, ale czas biegu. Wystarczy 30-60 minut, byle systematycznie, a sił starczy na długie jeszcze lata biegania.
Rozsądek w jakości, czyli w szybkości biegu. Podstawą, a praktycznie lwią częścią treningu, powinny być spokojne rozbiegania. Tylko na zakończenie można się ożywić kilkoma żywszymi odcinkami. Rozsądek podczas realizacji ćwiczeń rozciągających i siłowych. Mięśnie bowiem już nie te, co kilkadziesiąt lat temu, bo młodość minęła i se ne wrati! A właśnie – nie ukrywam, że dla zaczynających swoją przygodę z bieganiem kilkudziesięciominutowe bieganie powinno być dodatkiem do solidnego zestawu ćwiczeń sprawnościowych, a nie odwrotnie. Zapewniam, że taka polityka treningowa będzie skuteczniejszym środkiem rozwoju biegowego, niż bezmyślne zaliczanie kolejnych porcji kilometrów, bez dbania o poprawę naszych możliwości sprawnościowych!
Nadwaga niestraszna
To bardzo częsty powód nagłego przypływu miłości do biegowego stroju. Ostrzegam – jeżeli chcesz traktować bieganie jedynie jako metodę wytapiania nadmiaru tłuszczu, to będzie to jak miłość małego dziecka do łyżeczki tranu – owszem: zdrowe, potrzebne, skuteczne, ale... rzygać się chce! Nie tędy droga! Zresztą, jeśli nadwaga oscyluje bardziej koło kilkudziesięciu niż kilkunastu kilogramów, odważna decyzja o podjęciu treningu biegowego, to jak wydanie na siebie wyroku. Nie, nie śmierci, na szczęście! Chyba, że śmierci sportowej, bo zdrowie i przyszła kariera na tym na pewno ucierpią.
Podczas biegu na układ ruchu – stawy, mięśnie i ścięgna - działają przeciążenia rzędu kilkukrotnej wagi ciała. Otyłość powoduje, że szybko wysiadają kolana, kręgosłup, albo ścięgno Achillesa. I po bieganiu! Chyba, że liczyć kilometry biegane od ortopedy do gabinetów fizykoterapii, gdzie leczył będziesz skutki tych przeciążeń. Przy otyłości na początek wystarczyć muszą marszobiegi, czyli odcinki truchtu przeplatane odcinkami dość żywego marszu. Im dłuższe tym lepiej. Przyzwyczajony organizm da już sobie radę, nie będzie protestował bólem na każdą kolejną próbę marszobiegową, a i serce, i płuca, będą wiedziały czego od nich wymagasz.
Gwarantuję, że poznawanie samego siebie w takich sytuacjach sprawia zwykle sporo wewnętrznej radości i dla wielu początkujących ma w sobie coś z odkrywania, a wręcz ze zdobywania. Nie Mount Everest z tego twego organizmu, a jak Mount Everest – kiedyś wyniosły i niedostępny, ale w końcu jednak pokonany.
Czas się zawsze znajdzie
To twoja ocena! Moja brzmi: kiepska organizacja czasu, albo zbyt luźna motywacja do biegania. Mam wielu podopiecznych, którzy wstają z łóżka już o 5:30 (nawet zimą!), by jeszcze przed pracą zaliczyć porcję kilometrów. Niektórzy po pracy faktycznie nie mają już sił, by biegać, więc wychodzą z rana w myśl zasady – trening zrobiony, dzień zaliczony! Nie chce ci się wstawać tak wcześnie? A jeżeli takie byłoby zalecenie lekarza, próbującego postawić cię na nogi po chorobie? Choroby cywilizacyjne ci nie grożą? A przecież ten nadmiar kilogramów, to ich pierwsza widoczna zapowiedź. Uciec przed nimi możesz tylko na własnych nogach. Lekarze twierdzą właśnie, że poranne bieganie to najskuteczniejsza pigułka. Brak czasu to jedynie tania wymówka tych wszystkich, którym nie za bardzo zależy na tym, by biegać. Nie chcesz biegać kiedyś zdrów, będziesz musiał biegać, gdy zachorujesz na chorobę cywilizacyjną – uważają lekarze.
Płeć nie ma znaczenia
Wiem, że wiele, zwłaszcza starszych, kobiet ciągle jeszcze uważa, że to niezbyt politycznie biegać im po lesie czy chodnikach. Ale ten stereotyp przejadł się już dobre 20-30 lat temu! Wtedy nawet na widok biegnącego mężczyzny pukano się wymownie w czoło. Sam nie raz spotkałem się z takimi wyrazami uznania. Było minęło – na szczęście. Nie takie sporty uprawiają teraz kobiety, by wstydzić się biegania. Czy wiesz, że nawet ciąża nie jest już przeszkodą w egzekwowaniu od siebie kilkudziesięciu minut truchtu i porcji ćwiczeń po jego zakończeniu? Ba, wielu lekarzy wysyła już swoje ciężarne pacjentki na zieloną trawkę – pobiegać! Tlenu i aktywności ruchowej w pewnym okresie ciąży nigdy nie jest za dużo. Trzeba to wykorzystywać!
Marzenia, jak ptaki szybują po niebie. Albo i nie szybują, ale trzeba je mieć i realizować. Chcesz biegać? Na zdrowie!
Autor: Jerzy Skarżyński / Źródło: TVN Meteo
Źródło zdjęcia głównego: Flick (CC BY 2.0)