To "najmłodszy zamek Europy". Rozpoczęta 40 lat temu budowa została jednak już dawno wstrzymana. Teren jest zamknięty, są tablice informujące o zakazie wstępu. Mimo to turyści wchodzą. Kiedyś ktoś samochodem terenowym sforsował nawet bramę. Ostatnio doszło tam do groźnego wypadku.
W zeszłą sobotę po godzinie 22 dwaj 15-letni chłopcy wpadli do szybu windy. - Dowiedzieliśmy się, że na miejscu były jeszcze trzy inne osoby, które nie widziały bezpośrednio całego zdarzenia, ale usłyszały krzyk i upadek. Pobiegły i zobaczyły chłopaków, którzy leżeli w miejscu dla windy. To te trzy osoby powiadomiły służby - mówi st. post. Aldona Domaszk z Komendy Powiatowej Policji w Kartuzach.
Jak dodaje policjantka, życiu i zdrowiu chłopców nie zagraża niebezpieczeństwo. Kiedy wyjdą ze szpitala i ich stan zdrowia na to pozwoli, zostaną przesłuchani.
Teren budowy jest ogrodzony, są też tablice z informacją o zakazie wstępu. Zakaz ten jest jednak notorycznie łamany. - W przeszłości policjanci już prowadzili rozmowy z właścicielem obiektu, żeby ogrodził posesję w sposób uniemożliwiający dostęp osób postronnych. Ogrodzenie dalej posiada jednak jakieś braki. Pomimo zagrożenia, ludzie wchodzą, narażając swoje życie i zdrowie - dodaje Domaszk.
Jak zapewnia jednak sam właściciel zamku oraz burmistrz Kartuz, to zwiedzający ciągle niszczą zabezpieczenia budowli. Kiedyś mieli nawet sforsować bramę samochodem terenowym z linami, żeby tylko dostać się do środka.
Wyrwali bramę, namalowali wskazówki, jak wejść
Budowla w Łapalicach bywa nazywana "najmłodszym zamkiem w Europie". Na pomysł wpadł gdański biznesmen i rzeźbiarz Piotr Kazimierczak. Dostał on pozwolenie na budowę i prace ruszyły w latach 80. Miała to być pracownia artystyczna, ale powstało coś znacznie większego. Pojawiły się jednak problemy, najpierw finansowe, później kolejne. W 2013 roku powiatowy inspektor nadzoru budowlanego w Kartuzach zdecydował o zaniechaniu dalszych robót. Wcześniej zapadały postanowienia o nakazie rozbiórki obiektu, ale były uchylane.
Ostatecznie zamek zdążył jednak osiągnąć pokaźne rozmiary: składa się z kilku pięter, ma 52 pomieszczenia, 365 okien, wielką salę balową oraz 12 wieżyczek. Łącznie to około pięciu tysięcy metrów kwadratowych.
Pomysłów na budynek przez lata było wiele. W 2015 roku kupnem zainteresowana była nawet grupa fanów Harry'ego Pottera. Rok temu z kolei władze Kartuz poinformowały o przygotowywaniu planu zagospodarowania przestrzennego, pojawił się pomysł hotelu na zamku. Na pomysłach jak dotąd się kończyło.
Sam właściciel nie chce mówić o swoich planach. Dopóki nie ma pozwolenia na dokończenie budowy i tak nie może nic zrobić.
- Nie ma szans tego zabezpieczyć, ludzie łamią wszelkie zasady. To teren prywatny, są tablice, a my i tak musimy bez przerwy tam jeździć i to zabezpieczać na tyle, na ile to jest możliwe - powiedział w rozmowie z portalem tvn24.pl Piotr Kazimierczak.
Powiedział, że martwi się stanem dwóch 15-latków, którzy w sobotę wpadli tam do szybu. Nie wie jednak, co więcej mógłby zrobić. - To, co zrobimy, następnego dnia jest zniszczone. Ludzie potrafią samochodami przyjechać i wypchnąć bramę. Nie ma mocy, Chyba, że postawimy ochronę 24 godziny na dobę, ale jakie to są koszty - dodał.
Obiekt monitoruje też straż miejska oraz gmina, ale i to nic nie daje. Jak widać na miejscu, na bramie ktoś napisał nawet sprayem "WEJŚCIE" i dodał strzałki, aby wskazać miejsce, gdzie można łatwiej przejść na drugą stronę.
Mają uchwalić plan zagospodarowania przestrzennego
Mieczysław Gołuński, burmistrz Kartuz przekazał, że jest w kontakcie z właścicielem budynku. Gmina opracowuje plan zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu.
- Inwestor, czyli właściciel jest zainteresowany zakończeniem tej budowy, ale musi mieć pozwolenie. W związku z tym w trakcie realizacji jest plan zagospodarowania przestrzennego, który powinien w pierwszym kwartale przyszłego roku zostać już uchwalony i przyjęty przez Radę Miejską. Wówczas obiekt stanie się, zgodnie z planem, możliwy do realizacji - mówił burmistrz.
Dodał, że jedynym sposobem zabezpieczenia tego zamku jest właśnie dokończenie jego budowy.
- Właściciel zabezpiecza ten obiekt co chwilę, ale niestety chęć wtargnięcia na czyjąś posesję jest silniejsza - tłumaczył Gołuński.
- Ludzie wyrywają drzwi, rozrywają kłódki. To teren prywatny, więc my też nie mamy wpływu na zabezpieczenia. Gdy jednak właściciel zrobił bramy, to dużymi pojazdami zostały wyrwane. Co jakoś czas Straż Miejska zgłasza do właściciela konieczność ponownego zabezpieczenia obiektu. Na prośbę okolicznych mieszkańców wprowadziliśmy również nową organizację ruchu, która miała ograniczyć dostępność do obiektu osobom postronnym, czyli zakaz wjazdu dla pojazdów nie posiadających identyfikatorów. Pomimo interwencji policji i straży miejskiej dochodzi jednak do łamania zakazu lub też turyści zmierzają do zamku pieszo - dodał.
Planowana kontrola inspektoratu nadzoru budowlanego
Zamek jest problemem nie tylko dla właściciela i gminy, ale również mieszkańców. Turyści, którzy przyjeżdżają często śmiecą i blokują dojazd do domów.
- Zostanie skierowane pismo do powiatowego inspektoratu nadzoru budowlanego, w celu przeprowadzenia kontroli pod kontem nadzoru, zabezpieczenia tego obiektu - zapowiada st. post. Aldona Domaszk.
Piotr Kazimierczak jeszcze kilka lat temu mówił o zamku, że to "dzieło jego życia". Teraz, jak powiedział, stara się tam nie jeździć, ponieważ nie może patrzeć na niedokończoną budowę.
Nie chce komentować informacji o planie zagospodarowania przestrzennego, które ma uchwalić Rada Miasta.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN