Fundacja Dzikich Zwierząt w Szczecinie to azyl dla zwierząt zabranych z natury, rannych, czy porzuconych. Trafiają tu m.in. sarny, zające, wiewiórki, szopy, a także ptaki: mewy, bociany, czy wróble. Założycielka Fundacji Dzikich Zwierząt Marzena Białowolska poświęciła zwierzakom całe życie. Za rachunki, paliwo i wizyty weterynaryjne płaci z własnej kieszeni. Teraz musi mierzyć się drożyzną i rosnącymi rachunkami. A ten najcięższy okres - zima - dopiero przed nimi.
- Dogrzewanie zwierząt, które są poza budynkiem, to wzrost cen tak o 500-600 złotych. W zeszłym roku mieliśmy rachunek na około 500 złotych. Tej zimy, w lutym, otrzymaliśmy już rachunek na ponad 1000 złotych - mówi Białowolska.
"Najważniejsze w rehabilitacji jest dogrzewanie"
A jak podkreśla, na ogrzewaniu zwierząt nie mogą oszczędzać. - Najważniejsze w rehabilitacji jest dogrzewanie tych zwierząt. Organizmy wtedy funkcjonują na tyle dobrze, że są w stanie trawić pokarm, który jest im podawany - wyjaśnia.
Jak dodaje, bardzo często w okresie jesienno-zimowym trafiają do nich oseski zwierząt, czyli te odżywiające się jeszcze mlekiem matki, które wymagają ciepła. Wyłączenie ogrzewania czy inkubatora oznaczałoby dla nich śmierć.
CZYTAJ TAKŻE MAGAZYN TVN24: WYDRA BASIA, PUSTUŁKA HARPER I MARZENA OD ZWIERZĄTEK >>>
Ale wyższe są nie tylko rachunki za gaz. Ośrodek odczuwa też boleśnie podwyżki cen wody. - Zwierzęta potrzebują wody, przede wszystkim ptaki muszą mieć tą wodę zmienianą - mówi Białowolska. I dodaje, że w zależności od zużycia wody płacą odpowiednio więcej za śmieci.
Podwyżki od kilku do kilkuset procent
Podrożały tez produkty takie jak karma dla zwierząt. - To wzrost od kilku do kilkudziesięciu aż procent, jeśli chodzi o karmy specjalistyczne - mówi.
Więcej kosztują też materiały potrzebne do wykonania wolier. - Ceny niektórych materiałów poszły o kilkaset procent do góry. W zeszłym roku stawiałam wolierę dla wiewiórek i kosztowała mnie ona 1200 złotych. W tym roku stawialiśmy podobną i zapłaciliśmy 4000 złotych. To są naprawdę niewyobrażalne kwoty - przyznaje.
Droższe są też wizyty u weterynarzy. - Niektóre usługi podrożały o kilkadziesiąt procent - dodaje.
Akurat na wizyty u weterynarzy nie wykłada pieniędzy z własnej kieszeni - środki na ten cel udało się zdobyć w zbiórce. Ale i w tym aspekcie widać, że drożyzna dotyka nas wszystkich. - Przez to, co się dzieje na świecie, zmniejszyło się też wsparcie dla takich ośrodków jak nasz przez osoby prywatne - mówi Białowolska.
Na pytanie, co zrobią, gdy pieniędzy im zabraknie, odpowiada, że jedyne, co mogą zrobić, to zmniejszyć liczbę przyjmowanych zwierząt. Na razie "dziury" w budżecie próbują załatać w inny sposób. - Robimy szybkie bazarki, wyprzedajemy swoje rzeczy, mamy dzięki temu środki, żeby karmić zwierzęta, więcej pracujemy z mężem, ale też ograniczamy wtedy przyjmowanie zwierząt i muszą one trafiać do innych ośrodków - kończy Białowolska.
Autorka/Autor: FC
Źródło: TVN24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24