12 czerwca 2017 roku żona R. przyjechała swoim autem do szkoły w Warlubiu (woj. kujawko-pomorskie), gdzie pracowała jako nauczycielka. Usłyszała dochodzące spod samochodu tykanie, zauważyła też, że coś zostało umieszczone pod podwoziem.
Wezwani na miejsce policyjni pirotechnicy usunęli przedmiot spod auta. Okazała się nim przygotowana w sposób amatorski, ale zawierająca ładunek wybuchowy, bomba. O jej podłożenie prokuratura oskarżyła męża kobiety – Dariusza R. Jak ustalono w śledztwie, działania R. były reakcją na podjętą przez jego żonę decyzję o rozwodzie.
W sierpniu br. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy skazał R. za usiłowanie zabójstwa na 15 lat pozbawienia wolności. Apelację od tego wyroku skierował pełnomocnik pokrzywdzonej, która była w sprawie oskarżycielką posiłkową – zażądał on dla R. 25 lat więzienia. Z kolei oskarżony we własnej apelacji wniósł o zmianę kwalifikacji czynu z usiłowania popełnienia zabójstwa na usiłowanie nieudolne lub na użycie gróźb i posiadanie materiałów wybuchowych, za które to czyny kodeks przewiduje łagodniejsze kary.
W piątek sprawą zajął się Sąd Apelacyjny w Gdańsku, który podtrzymał wyrok sądu niższej instancji. Jak wyjaśnił, ogłaszając decyzję sędzia Rafał Ryś, gdański sąd "uznał za słuszne i trafne" zarówno same ustalenia bydgoskiego sądu, jak i orzeczoną przez niego karę.
"Chciał wysadzić w powietrze samochód"
Sędzia przypomniał, że sąd w Bydgoszczy "uznał, iż oskarżony chciał i dążył do tego, by pozbawić życia pokrzywdzoną". Ryś dodał, że potwierdzają to m.in. pierwsze wyjaśnienia, jakich udzielił oskarżony w postępowaniu przygotowawczym. Sędzia podkreślił, że "z tych wyjaśnień w sposób jednoznaczny wynika, iż oskarżony chciał doprowadzić do wybuchu, chciał wysadzić w powietrze samochód" w czasie, gdy znajdowała się w nim jego żona.
- Oskarżony podawał wyraźnie i wprost, że chciał pozbyć się swojej żony, chciał w ten sposób dać upust swoim emocjom, chciał wziąć sprawy w swoje ręce – powiedział też Ryś, zaznaczając, że R. przygotowywał się do popełnienia czynu, o który został oskarżony, m.in. "szukając w Internecie stosownych informacji odnośnie konstruowania ładunku wybuchowego". - Trwało to 3, 4 miesiące – zaznaczył sędzia.
Podkreślił, że konstrukcja, którą stworzył oskarżony, była amatorska, ale niebezpieczna.
- Jak podaje biegły, ryzyko wybuchu było w każdej chwili na skutek wstrząsu, ponieważ ten mechanizm był tak skonstruowany, że wstrząsy samochodu na nierównościach drogi mogły doprowadzić do wybuchu, do eksplozji – powiedział sędzia, zaznaczając, że w takiej sytuacji nie można uznać, że R. skonstruował atrapę, a jego działania były "usiłowaniami nieudolnymi".
- Ten ładunek mógł eksplodować i tylko na skutek szczęśliwego zbiegu okoliczności do tego nie doszło – podkreślił, dodając, że "nie można zgodzić się z twierdzeniem obrońcy, że było to usiłowanie nieudolne".
Sędzia zaznaczył też, że "ładunek, wprawdzie chałupniczo zrobiony, ale został umiejscowiony nie w przypadkowym miejscu samochodu, tylko w bezpośredniej styczności ze zbiornikiem paliwa".
Odnosząc się do motywów, którymi kierował się R., sędzia powiedział, że "oczywistym pozostaje, iż sprawa rozwodowa zainicjowana przez pokrzywdzoną dość poważnie wzburzyła oskarżonego".
- Oskarżony wypowiadał się na ten temat, nie zgadzając się werbalnie z decyzją żony o rozwodzie – dodał.
Sąd, oprócz kary więzienia, orzekł wobec oskarżonego zakaz zbliżania się do pokrzywdzonej na odległość mniejszą niż 50 metrów przez 15 lat (okres biegnie od odbycia kary) i zasądził na jej rzecz 10 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24