Sąd Okręgowy w Olsztynie nie unieważnił wyroku z 1949 r., skazującego mężczyznę za publiczne ośmieszanie i obrażanie ZSRR. Został skazany na 3 lata więzienia i w całości tę karę odbył, pracując m.in. w kamieniołomach. Sąd wskazał, że mężczyzna był wówczas nietrzeźwy i krytykował władze, ale nie robił tego w ramach działalności niepodległościowej. Dlatego wyrok pozostaje ważny.
Wniosek o unieważnienie wyroku wydanego przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie na podstawie "Dekretu o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie przebudowy Państwa Polskiego" wniosła 81-letnia córka nieżyjącego już mężczyzny oraz prokurator Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu w Białymstoku. Mężczyzna został w 1949 r. skazany na 3 lata więzienia i w całości tę karę odbył, pracując m.in. w kamieniołomach.
"Ciemnota bolszewicka niezdolna jest do niczego"
Ówczesny Sąd Wojskowy skazał go za to, że "publicznie nawoływał do czynów skierowanych przeciwko jedności sojuszniczej z ZSRR". Miało się to dziać 7 listopada 1948 r. w godzinach wieczornych podczas akademii odbywającej się z okazji rocznicy Rewolucji Październikowej, w Korszach w powiecie kętrzyńskim, w ówczesnym województwie olsztyńskim. Wówczas to - jak wynika z akt sprawy - mężczyzna miał podczas przemówień kapitana Dąbrowskiego i przedstawiciela Armii Czerwonej kapitana Tarasowa mówić do uczestniczących w akademii że "Związek Radziecki w ostatniej wojnie dla Polski nic nie zrobił", oraz że "ciemnota bolszewicka niezdolna jest do niczego". Jak wynika z akt sprawy miał także "w wulgarny sposób wyrażać się o członkach rządu ZSRR oraz nawoływać obecnych do opuszczenia sali".
Po wyjściu z więzienia nie miał zębów, cierpiał na bóle kręgosłupa, nie mógł pracować
Wnioskodawczyni, której nie było w piątek w sądzie w Olsztynie, w uzasadnieniu wniosku pisała, że gdy ojciec poszedł odsiadywać wyrok miała 12 lat i została sama z mamą. Podkreśliła w piśmie do sądu, że "była zrozpaczona tą sytuacją, miała przed oczami smutną twarz mamy, która musiała znosić przykrości od osób popierających ówczesny ustrój komunistyczny". Kobieta napisała, że była szykanowana przez nauczycieli i rówieśników, że z tego także powodu nie dostała się do wybranej przez siebie szkoły średniej. "Brak ojca odczułam w okresie dojrzewania, często miałam problemy zdrowotne wywołane stresem, ojciec był przewożony do zakładów karnych do Rawicza, Potulic i Barczewa; pracował w kamieniołomach, tam stracił zdrowie. Po wyjściu z więzienia nie miał zębów, cierpiał na bóle kręgosłupa, nie mógł pracować" - pisała córka skazanego w 1949 roku mężczyzny.
Możliwość uznawania za nieważne wyroków z czasów PRL utworzyła ustawa z 1991 r. (zwana "ustawą lutową"), która daje obecnym sądom takie prawo - jeśli stwierdzą, że skazanie nastąpiło za działalność "na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego".
Brak jest podstaw by stwierdzić, prowadził działalność "na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego"
W piątek Sąd Okręgowy w Olsztynie zdecydował o nieuwzględnieniu wniosku o unieważnieniu wyroku z 1949 r. Jak uzasadnił sędzia Piotr Mądry, w myśl obowiązujących przepisów i orzecznictwa, działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego nie może ograniczać się do wyrażenia poglądów krytycznych do ówczesnej władzy. - Nadkrytyczny stosunek do panującego ówcześnie porządku publicznego nie jest tożsamy z prowadzeniem działalności na rzecz niepodległościowego bytu państwowego - wyjaśnił sąd.
Jak zaznaczył sędzia Mądry, z materiału dowodowego wynika, że skazany mężczyzna - będąc po znacznym spożyciu alkoholu - wszedł na akademię i głośno wyraził swe stanowisko krytyczne wobec władzy i ZSRR. - Takie zachowanie należy oceniać jako przejaw jego prawa do swobodnego wyrażania swoich poglądów i kwestionowania ówczesnej rzeczywistości państwowej, a nie jest to przejaw działalności na rzecz niepodległego bytu państwowego. Brak jest podstaw, by mężczyzna taką działalność prowadził - dodał sędzia.
Według sądu akt sprawy wynika, że skazany w 1949 r. nawet nie pamiętał swego zachowania na akademii. Jak wówczas mówił, z kolega wypił 2 litry wódki, potem poszedł na zebranie, następnie jeszcze z innym znajomym poszedł do lokalu po alkohol, a potem "urwał mu się film", zaś świadomość odzyskał drugiego dnia w areszcie Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Jak dodał sędzia Mądry, sąd wojskowy nie dał wiary wyjaśnieniom mężczyzny oceniając, że owszem był on pijany - ale nie na tyle, by nic nie pamiętać.
Postanowienie Sądu Okręgowego w Olsztynie nie jest prawomocne, można się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Białymstoku.
Autor: aa/gp / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: domena publiczna / Wikipedia