Alan miał poparzone 70 procent ciała. Lekarze przez trzy miesiące walczyli o jego życie i zdrowie. Teraz, po udanym przeszczepie skóry, 9-latek wychodzi ze szpitala. - Zdajemy sobie sprawę, że droga naszego dziecka do powrotu do zdrowia będzie długa, ale wiemy, że wspólnie damy radę, musimy dać radę. Cieszymy się, że nasz syn żyje i to jest dla nas najważniejsze - mówi mama chłopca.
Ósmego kwietnia tego roku Alan z Rytla (Pomorskie) uległ poważnemu wypadkowi. Razem ze starszym bratem i kolegą bawili się łatwopalną substancją. Nagle silny wiatr przeniósł ogień na ubranie chłopca. 9-latek zaczął płonąć. Uratowała go szybka reakcja jego brata, który obsypał Alana piaskiem, gasząc ogień.
Chłopiec został przetransportowany z Rytla śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do - oddalonego o prawie 250 km - szpitala w Szczecinie. Poparzone miał 70 procent ciała.
Przez kilka dni był w śpiączce. Potrzebny był przeszczep skóry. Alan przeszedł osiem zabiegów. Ostatni odbył się pod koniec maja tego roku.
Chłopiec podczas trzymiesięcznego leczenia przeszedł m.in. przeszczep keratynocytów. Dzięki temu udało się odbudować część jego skóry. Teraz chłopiec może już wrócić do domu, jednak przed nim jeszcze długa droga.
- Jest w pewnym sensie dla nas radością i sukcesem, że udało się uratować mu życie, ale wciąż mamy świadomość, że nie jest to jeszcze pacjent wyleczony do końca - powiedział w czwartek podczas spotkania z dziennikarzami dr Adrian Litweka ze szpitala Zdroje w Szczecinie.
"Gdy lekarze ściągnęli opatrunki, u Alana pojawiła się blokada"
Alan w szpitalu był przez trzy miesiące. Jak mówią rodzice, był to ciężki czas zarówno dla nich, jak i syna.
- To była bardzo trudna walka. Nasz syn cudem przeżył. Każdy dzień dla nas był jedną wielką modlitwą, nie spaliśmy, nie jedliśmy. Przeszliśmy naprawdę bardzo trudny czas. Nasze pozostałe dzieci tak samo. Był jeden wielki płacz u nas w domu - mówi Agnieszka Rakowska, mama chłopca.
Wojciech Rakowski, tata Alana był dawcą skóry dla syna.
- Jesteśmy pełni podziwu, jak on to znosi. Patrząc na jego cierpienia, nie wiem, czy ja bym dał radę - mówi Rakowski.
Stan psychiczny Alana był ciężki. Teraz, jak mówią rodzice, jest coraz lepiej.
- Od tygodnia już troszeczkę lepiej. Dla Alana też to był trudny czas. Nie chciał wychodzić, nie chciał się pokazywać, przeszedł traumę. Gdy lekarze ściągnęli całkowicie opatrunki z twarzy, to wtedy u naszego syna pojawiła się mocna blokada. Psychologowie musieli zadziałać - dodaje Rakowska.
Czekają na niego rodzina i przyjaciele
9-latek będzie mógł wyjść ze szpitala w piątek. Wszystko, dzięki przeszczepowi skóry, który chłopiec przeszedł w szpitalu Zdroje w Szczecinie.
- Takie leczenie jest w Polsce już od kilku lat, jednak u dzieci tylko w dwóch ośrodkach. W ośrodku krakowskim i u nas - mówił w czwartek dr Ireneusz Pudło, kierujący centrum leczenia oparzeń szpitala Zdroje.
W czwartek, podczas spotkania z dziennikarzami 9-latek dostał piłkę z podpisami piłkarzy od matki Kamila Grosickiego.
Alan powiedział dziennikarzom, że najbardziej tęskni za domem, rodzeństwem, kolegami i swoimi zwierzętami. Przyznał, że czeka też na obiad swojej babci.
9-latka czeka jeszcze wieloletnie leczenie. Musi przejść zabiegi rehabilitacyjne i kolejne zabiegi. Wszytko jest bardzo kosztowne. W pomoc dziecku zaangażował się burmistrz Rytla i zorganizował zbiórkę pieniędzy z pomocą Stowarzyszenia na Rzecz Dzieci i Młodzieży Rytla i Okolic - "NASZYM DZIECIOM".
Pieniądze można wpłacać na konto banku spółdzielczego w Czersku o numerze 30 8147 0002 0008 1953 2000 0010 z dopiskiem "POMOC DLA ALANA".
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK,kb/gp,adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24