Prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia w sprawie 18-letniego Damiana M., który w centrum Stargardu wjechał w tłum osób. Osiem z nich zostało wówczas poszkodowanych. Mężczyźnie grozi dziesięć lat więzienia.
Wkrótce przed sądem w Stargardzie (Zachodniopomorskie) rozpocznie się proces w sprawie sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób. Oskarżony o to jest 18-letni Damian M., który wjechał w tłum ludzi podczas próby driftu - kontrolowanego poślizgu.
- Nie zachował on należytej ostrożności, nie dostosował prędkości do warunków panujących w ruchu, a ponadto celowo odłączył system antypoślizgowy zainstalowany w pojeździe – relacjonuje Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.
Młody mężczyzna przyznał się do spowodowania wypadku, jego obrońca nie zgadzał się jednak z kwalifikacją czynu. W areszcie Damian M. spędził miesiąc – po wpłaceniu kaucji w wysokości 10 tysięcy złotych odpowiada z wolnej stopy.
Wpadł w tłum gapiów
Do zdarzenia doszło 18 sierpnia przed godziną 23 w Stargardzie. Damian M., prowadząc bmw, na rondzie na placu Wolności próbował wykonać manewr wejścia w kontrolowany poślizg.
Stracił jednak panowanie nad autem, uderzył w krawężnik, który wybił go w górę, a potem wpadł na barierki, za którymi stał tłum gapiów.
W wypadku poszkodowanych zostało osiem osób, dwie poważnie. 18-latek był trzeźwy.
Świadkowie zdarzenia twierdzili, że w internecie zostało opublikowane zaproszenie na nielegalną imprezę. Na jednym z portali społecznościowym ktoś z fałszywego konta założył wydarzenie o nazwie "Zawody driftowe - plac wolności vol.1" (pisownia oryginalna - red.).
Jak przekazał nam tuż po wypadku komisarz Łukasz Famulski z Komendy Powiatowej Policji w Stargardzie, policjanci nie mieli w tym dniu zgłoszonej żadnej imprezy odbywającej się w centrum Stargardu.
Policja odjechała, puściły hamulce
Mieszkańcy miasta przekazali nam jednak, że policja była na miejscu i była świadoma tego, co się dzieje. - Auta krążyły i te samochody próbowały wyczyniać jakieś dziwne sztuczki. To znaczy latać bokiem, driftować. Stwarzały zagrożenie i to wszystko było na oczach policji - opisywał nocne wydarzenia młody mężczyzna. - Kiedy policja odjechała, wszystkim puściły wodze fantazji i to spowodowało, że jest wypadek - dodał.
Rzeczniczka policji w Szczecinie Irena Kornicz, pytana o to przez TVN24, podkreśliła, że funkcjonariusze nie mieli "oficjalnego zgłoszenia dotyczącego jakiejkolwiek zorganizowanej imprezy, która miała się odbyć na tym terenie". - Nie mieliśmy też żadnego zawiadomienia od obywateli - dodała.
- Policjanci sami ustalili, że może dojść do naruszenia prawa z zakresu ruchu drogowego w tym miejscu. Dlatego też sami podjęli decyzję o tym, że zostaną tam wysłane załogi. Tak też się stało. W momencie kiedy byli tam policjanci, a byli na miejscu kilkadziesiąt minut, nie doszło do żadnego naruszenia prawa - tłumaczyła Kornicz.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa//ec / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24 | Bartłomiej