Rodzice nastolatków mogą zapłacić za koszty akcji ratunkowej, poniesione po "żarcie" ich dzieci, który poderwał na nogi policję, strażaków, a nawet wojsko. Chłopcy w wieku od 10 do 14 lat zadzwonili w środę z zastrzeżonego numeru do recepcjonistki jednego z hoteli pod Olsztynem, prosząc o możliwość awaryjnego lądowania, po czym zerwali połączenie. Po kilkugodzinnych poszukiwaniach telefon, z którego dzwoniono, został namierzony w Trójmieście. Sprawą zajmie się sąd rodzinny.
W środę wieczorem służby prowadziły akcję poszukiwawczą zaginionego śmigłowca, którego rzekoma załoga zadzwoniła z zastrzeżonego numeru do recepcjonistki jednego z hoteli w miejscowości Siła (woj. warmińsko-mazurskie), prosząc o możliwość lądowania awaryjnego na terenie obiektu, a następnie zerwała połączenie. Kobieta poinformowała o sprawie przełożonych, a także służby. Zgłoszenie brzmiało wiarygodnie, dlatego do akcji zadysponowano około 70 strażaków, a także policjantów, śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i śmigłowiec Marynarki Wojennej wyposażony w kamerę termowizyjną.
Poszukiwania śmigłowca pod Olsztynem. Nastolatkowie odpowiedzą przed sądem
Cała sytuacja okazała się po kilku godzinach nieodpowiedzialnym "żartem" dzieci w wieku od 10 do 14 lat. Odpowiedzą za swoje zachowanie przed sądem rodzinnym i nieletnich.
Jak przekazał nam w czwartek młodszy aspirant Andrzej Jurkun, oficer prasowy olsztyńskiej policji, w trakcie poszukiwań zaginionego śmigłowca mundurowi ustalili numer i właściciela telefonu, z którego wykonano połączenie. Okazało się wówczas, że znajdował się on w Trójmieście. - Gdyby chodziło o osoby dorosłe, odpowiadałyby one karnie za zgłoszenie fałszywego alarmu, za co grozi od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności. W przypadku nieletnich sąd może zastosować między innymi kary upomnienia, nagany, nadzór kuratora, a także umieszczenie w zakładzie wychowawczym lub poprawczym - powiedział rzecznik.
Funkcjonariusz podkreślił, że w zależności od decyzji sądu koszty przeprowadzonej akcji poszukiwawczej mogą ponieść rodzice nastolatków. Nie wiadomo, czy sprawą zajmować się będą nadal policjanci z komisariatu w Olsztynku, którzy prowadzą postępowanie, czy też zostanie ona przekazana funkcjonariuszom w Trójmieście, skąd pochodzą dzieci. - Trwają czynności procesowe - dodał Jurkun.
Rzecznik warmińsko-mazurskich strażaków, starszy kapitan Grzegorz Różański, w rozmowie z TVN24 zachowanie nastolatków określił mianem "głupoty".
- Śmigłowiec (wojskowy - red.), który przyleciał, mógł być równie dobrze potrzebny nad morzem. Ten śmigłowiec przyleciał z Trójmiasta, działał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, jest to naprawdę pokaźna liczba ludzi i sprzętu, która w każdym momencie mogła być potrzebna do realnej akcji, gdzie mogło być zagrożone życie ludzkie - podkreślił strażak.
Akcja poszukiwawcza śmigłowca. "Usłyszałam przeraźliwy krzyk i urwała się łączność"
Jak zrelacjonowała w rozmowie z TVN24 Aleksandra Grabowska, recepcjonistka Hotelu Marina Club w Sile, która odebrała telefon z wołaniem o pomoc, nastolatkowie zadzwonili do niej około godziny 19. Przekonywali, że w ich śmigłowcu, około dwóch kilometrów od hotelu, występują problemy techniczne. Mówili też, że chcą lądować na terenie obiektu.
- (Wtedy- red.) usłyszałam przeraźliwy krzyk i urwała się łączność - relacjonuje pani Aleksandra, która po chwili skontaktowała się z przełożonymi i zadzwoniła na służby. W jej opinii rozmowa brzmiała wiarygodnie. - W tle było słychać helikopter, emocje były wysokie - podkreśla. Recepcjonistka dodała, że numer, z którego wykonano połączenie, był zastrzeżony.
Poszukiwania prowadzono na lądzie w okolicy jeziora, w wodzie i z wykorzystaniem dwóch dronów. Wykorzystano też quady, śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i śmigłowiec Marynarki Wojennej wyposażony w kamerę termowizyjną. - Po pewnym czasie wpłynęła od policji informacja, że telefon, z którego wykonywano połączenie, został namierzony w Trójmieście - mówił po zakończeniu działań poszukiwawczych w środę późnym wieczorem starszy kapitan Grzegorz Różański.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock