Dwóch 42-letnich mężczyzn usłyszało zarzut podpalenia nielegalnego składowiska opon w Raciniewie pod Toruniem. Obaj zostali aresztowani. Pożar wybuchł w połowie listopada i gaszono go przez kilka dni.
Zatrzymanie podejrzanych podpalaczy potwierdził nam Andrzej Kukawski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Toruniu. – Obaj są 42-letni i są mieszkańcami powiatu bydgoskiego – mówi prokurator.
Obaj usłyszeli także identyczne zarzuty z art. 163 Kodeksu karnego, czyli sprowadzenia zdarzenia, które zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób albo mieniu w wielkich rozmiarach. Grozi im do 10 lat pozbawienia wolności.
Mężczyźni usłyszeli zarzuty już 19 listopada, ale prokuratura tę informację zatrzymała dla siebie, zasłaniając się dobrem śledztwa. Jest ono bowiem rozwojowe i możliwe są kolejne zatrzymania w tej sprawie. 42-latkowie są powiązani z właścicielem składowiska, który na tym etapie śledztwa ma status pokrzywdzonego.
W obawie przed mataczeniem i ze względu na grożącą im wysoką karę mężczyźni zostali aresztowani na dwa miesiące decyzją Sądu Rejonowego w Chełmnie.
"Niezwykle trudny pożar"
Pożar na składowisku opon przeznaczonych do utylizacji wybuchł w piątek 13 listopada wieczorem. Opony były ułożone na kopie o wysokości pięciu metrów. W czasie, gdy pożar był największy, płomienie sięgały nawet kilkunastu metrów, a wielka chmura gęstego, duszącego dymu unosiła się nad okolicą.
- To niezwykle trudny pożar na terenie o powierzchni kilkunastu tysięcy metrów kwadratowych. Cały czas płoną opony, wydziela się gęsty dym. Tego typu pożary należą do najtrudniejszych, bowiem w miejscach, w których udaje się opanować ogień, pojawiają się nowe jego zarzewia - opowiadał w sobotę rano młodszy brygadier Arkadiusz Piętak, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Toruniu.
W akcji gaśniczej brały udział zastępy strażaków zawodowych i Ochotniczej Straży Pożarnej z całego województwa. Ściągnięto także wojskowe pojazdy, które pomagały w rozgarnięciu tlących się odpadów. Dzięki temu udało się zabezpieczyć ogień przed rozprzestrzenianiem się na okolicę.
Monitoring nagrał podejrzanych?
Dogaszanie pogorzeliska trwało do wtorku następnego tygodnia. Przez ten czas unosił się z niego gęsty, duszący dym. Jakość powietrza monitorowano cały czas specjalistycznym sprzętem, a mieszkańcy okolicy wzywani byli do pozostania w domach i zamknięcia okien. Ewakuacja nie była konieczna.
Wójt gminy Unisław Jakub Danielewicz od początku sugerował, że mogło dojść do podpalenia. Przekazał nam, że składowisko jest nielegalne i od dawna zwracano uwagę na to, iż jest za duże. Dodatkowo składujący opony przedsiębiorca był karany finansowo - otrzymał karę 2,5 miliona złotych. Interweniował także Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, który niedawno nałożył kolejny milion złotych kary, ale nie zdążył jej jeszcze dostarczyć.
Wójt przekazał nam także, że zabezpieczono monitoring, na którym widać osoby, które podjeżdżają pod składowisko na minuty przed wybuchem pożaru.
Źródło: TVN24 Pomorze/PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24