- Wskazałem miejsce, gdzie leży hydroplan. Urząd Morski ma już pełne współrzędne i teraz to on wraz z konserwatorem zabytków będą podejmować kolejne decyzje. Cieszę się, że udało nam się zrealizować nasz wspólny cel. Mam nadzieję, że szybko uda się wyciągnąć ten bombowiec. Czasu mamy niewiele - mówi Jacek Dzienisiuk, który znalazł wrak na dnie Zatoki Puckiej i wydobył jego śmigło. Na konkretne decyzje urzędników w tej sprawie trzeba będzie jeszcze poczekać.
Udało się zakopać topór wojenny między urzędnikami, a Jackiem Dzienisiukiem, który dwa tygodnie temu wydobył z dna Zatoki Puckiej śmigło unikalnego hydroplanu. Działania nurka skrytykował wówczas rzecznik Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków oraz przedstawiciel Narodowego Muzeum Morskiego.
W miniony wtorek Dzienisiuk wypłynął na zatokę razem z pracownikami Urzędu Morskiego, którym pokazał, gdzie leży wrak. - Udało nam się osiągnąć nasz wspólny cel. Teraz czekamy co wydarzy się dalej. Współpraca z Urzędem Morskim układała się bardzo dobrze, wręcz na europejskim poziomie - podkreśla Dzienisiuk.
Wiedzą gdzie jest, ale co dalej?
O tym, co dalej będzie się działo z hydroplanem zdecyduje Urząd Morski oraz Pomorski Wojewódzki Konserwator Zabytków.
- Nie chcę spekulować. Przedstawiciele tych instytucji spotkają się w najbliższym czasie z płetwonurkami i wypracują wspólne stanowisko dotyczące tego jakie będą kolejne kroki w tej sprawie - mówi Janusz Gęstwicki z Urzędu Morskiego w Gdyni.
Wiadomo, że Urząd Morski w obawie przed grabieżą chce wydobyć wrak jeszcze w tym roku. - Podejmiemy niezbędne działania, by chronić ten obiekt. Jest to trudniejsze niż w przypadku rzeczy, które znajdują się na lądzie. Dlatego współpracujemy ze strażą graniczną i bosmanatami - dodaje Gęstwicki.
"Będę bronił swojego dobrego imienia"
Tymczasem Dzienisiuk wciąż czuje się urażony słowami rzecznika Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, który tuż po wydobyciu śmigła hydroplanu powiedział, że płetwonurkowie złamali prawo, bo nie otrzymali zgody na wydobycie części wraku.
- Tu nie ma miejsca na zabawę w Indianę Jonesa, z moich informacji wynika, że znalazcy prawdopodobnie zniszczyli stanowisko archeologiczne, a wszystkie ich działania były prowadzone bezprawnie - mówił wówczas Marcin Tymiński, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków.
Odkrywca bombowca uważa, że ta wypowiedź godzi w dobre imię nie tylko jego, ale i pozostałych współpracowników. Jak zapowiada nie zamierza tego tak zostawić. - Każdy kto jest oskarżany o piractwo ma prawo się bronić. Wysłałem już pismo w tej sprawie do konserwatora zabytków. Jeśli trzeba będzie to sprawa zakończy się w sądzie - mówi Dzienisiuk, który ma nadzieję, że urzędy staną się bardziej przyjazne obywatelom chcącym zrobić coś dobrego.
- Teraz planuje blady strach. Jak coś się znajdzie to najlepiej milczeć i nie ruszać, bo potem są z tego tylko problemy. Mam nadzieję, że to się zmieni - dodaje.
Unikalny bombowiec
Samolot Lublin R-VIII Hydro - to bombowiec startujący i lądujący na wodzie, produkowany był od 1929 do 1932 roku. Rozpiętość jego skrzydeł to 17 metrów, długość to 12 metrów, maksymalnie osiągał prędkość 200 km/h. Wodnopłatowce kilku typów walczyły w Morskim Dywizjonie Lotniczym w Pucku. Wyprodukowano tylko dziewięć takich egzemplarzy - dwa z nich walczyły w 1939 roku na Zatoce Puckiej, przed kapitulacją zatopili je polscy piloci.
- To jedyny polski zachowany na dnie Bałtyku wrak, według mojej wiedzy jest też najstarszy - mówi Jacek Dzienisiuk, płetwonurek i pilot, odkrywca wraku hydroplanu Lublina R-VIII. Teraz na dnie Bałtyku odnaleziono doskonale zachowany silnik, śmigło a także zakopaną w piasku osłonę strzelca. - To 60-70 procent zachowanego samolotu. Wrak pokrywa około 40 cm warstwa piasku - ocenia Dzienisiuk.
Autor: aa/sk / Źródło: TVN 24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/ pryw. mat. J.Dzienisiuka