Sygnał "mayday" w piątek rano nadała załoga tonącego jachtu Tjorven. W poszukiwaniach czterech załogantów brali udział ratownicy Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa SAR. Dzięki wystrzelonym przez rozbitków czerwonym racom, ratownikom sprawnie udało się do nich dotrzeć.
Do zdarzenia doszło w piątek ok. godz. 9.30. Stacja nabrzeża odebrała sygnał "mayday", który drogą radiową nadała załoga jachtu Tjorven. Jedyne co udało się przekazać załodze przed zatonięciem jachtu to, że są w rejonie ujścia Wisły
- Po tym komunikacie łączność z nimi się urwała - podał rzecznik Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa (SAR) Rafał Goeck.
Po otrzymaniu sygnału na poszukiwania wyruszyły jednostki ze Świbna, Sztutowa oraz statek ratowniczy Wiatr. Na brzeg zostały skierowane lokalne straże pożarne. Poszukiwania rozpoczęli w rejonie Świbna i Wyspy Sobieszewskiej.
Załoga wystrzeliła race
Rzecznik przekazał, że w trakcie poszukiwań do służb zgłosił się obserwator z plaży, który zauważył wystrzelone czerwone race. Dzięki tej informacji ratownikom udało się ustalić kierunek, w którym powinno prowadzić się poszukiwania załogi.
Jedną z osób udało im się odnaleźć w wodzie.
- Przekazała nam informację, że wraz z nią na jachcie były jeszcze trzy inne osoby i one o własnych siłach dotarły na wypłycenie, na tak zwaną Mewią Łachę - przekazał Goeck. Dodał, że ratownicy SAR popłynęli na wypłycenie i znaleźli tam pozostałych trzech członków załogi. Na miejscu w pogotowiu oczekiwał LPR i pogotowie. Dwie osoby były w stanie hipotermii, ale żadna z nich nie wymagała hospitalizacji.
Źródło: PAP, TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: SAR Gdynia