Co najmniej 520 tysięcy złotych było w samochodzie firmy ochroniarskiej, który został skradziony, a następnie zniszczony. - To już ustalono, ale sprawdzamy, czy pieniędzy nie było więcej – powiedział Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Rzecznik poinformował, że 58-letni konwojent, zatrzymany do wyjaśnienia, został przesłuchany w charakterze świadka i zwolniony do domu. Jego zeznania uznano za wiarygodne. Postępowanie prowadzone jest w kierunku kradzieży z włamaniem. Nikomu nie postawiono zarzutów. Trwają czynności mające na celu ustalenie sprawców.
Gąsiorowski powiedział, że konwojent firmy ochroniarskiej w samochodzie, który został skradziony, a następnie zniszczony, przewoził co najmniej 520 tysięcy złotych.
- To już ustalono, ale sprawdzamy, czy pieniędzy nie było więcej – zaznaczył, dodając, że w tym celu potrzebne będą dalsze przesłuchania. Właściciel firmy ochroniarskiej, który złożył zawiadomienie o kradzieży samochodu i pieniędzy, miał powiedzieć policji, że w aucie mogła być gotówka, łącznie blisko milion złotych.
Samochód spłonął, gotówka zniknęła
Volkswagen caddy zniknął w piątek po godzinie 20. Samochód miał zostać skradziony w momencie, kiedy konwojent odbierał pieniądze od firmy pocztowej przy ulicy Poprzecznej w Koszalinie.
Tuż po tym, jak na policję dotarło zgłoszenie o kradzieży, funkcjonariusze otrzymali informację o płonącym aucie przy ulicy Lechickiej - to kilka ulic dalej).
Kiedy dotarli na miejsce, auto jeszcze się paliło. Okazało się że to właśnie volkswagen konwojenta. W środku nie było jednak gotówki, o której mówił policjantom.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: MAK/gp / Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24