Była zastępczyni głównej księgowej koszalińskiego sądu jest oskarżona o przywłaszczenie ponad 577 tysięcy złotych z kasy zapomogowo-pożyczkowej. Trwający 15 lat proceder miały umożliwiać dwie pracownice sądu, które zasiadały w zarządzie kasy, dziś już emerytki. - Oskarżona właściwie co roku wypłacała dla siebie pieniądze z kasy. Gdy przychodzili po nie inni, mówiła, że pieniędzy nie ma - mówi prokurator Ryszard Gąsiorowski.
Śledztwo w sprawie dotyczącej przywłaszczenia pieniędzy z kasy zapomogowo-pożyczkowej Sądu Okręgowego w Koszalinie na szkodę jej członków, czyli pracowników i sędziów trwało trzy lata. Zarzuty w tej sprawie usłyszały trzy osoby. Główną oskarżoną jest Jolanta P., była zastępczyni głównej księgowej Sądu Okręgowego w Koszalinie, pracownica z ponad 20-letnim stażem. O skierowaniu do sądu aktu oskarżenia poinformował w piątek Ryszard Gąsiorowski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Prokuratura skierowała akt oskarżenia według właściwości do Sądu Okręgowego w Koszalinie, ale ma na uwadze, że wskazany sąd wyłączy się z orzekania w sprawie, w której zarówno oskarżone, jak i blisko 100 pokrzywdzonych to byli bądź obecni pracownicy instytucji.
Sądowa księgowa pieniądze brała dla siebie. "Kasa pozostała pusta"
Jolanta P. została zwolniona dyscyplinarnie w połowie sierpnia 2018 roku po kontroli przeprowadzonej przez prezesa i dyrektor sądu. W wyniku kontroli ustalono, że z kasy zapomogo-pożyczkowej zniknęło co najmniej 285 tysięcy złotych. Księgowością kasy zajmowała się właśnie Jolanta P.
O możliwości popełnienia przestępstwa zawiadomiona została wówczas prokuratura. - W śledztwie ustalono, że Jolanta P. od 4 listopada 2003 roku do 20 sierpnia 2018 roku, w krótkich odstępach czasu i z góry powziętym zamiarem, przywłaszczyła z kasy zapomogowo-pożyczkowej pieniądze w łącznej kwocie 577 tysięcy 747 złotych i 15 groszy, czyli mienie o znacznej wartości. Kasa pozostała pusta – przekazał prokurator Gąsiorowski. Dodał, że kobieta jest również oskarżona o wytwarzanie dokumentów o przyznaniu jej pożyczek. Na ich podstawie brała czeki gotówkowe i pobierała pieniądze, które następnie przelewała na swoje konto bankowe. Prokuratura zarzuciła też Jolancie P. fałszowanie wyciągów bankowych i dokumentacji księgowej oraz złamanie ustawy o rachunkowości poprzez nieprowadzenie sprawozdań finansowych. - Oskarżona właściwie co roku wypłacała dla siebie pieniądze z kasy, gdy przychodzili po nie inni, mówiła, że pieniędzy nie ma – powiedział Gąsiorowski. Jolanta P. przyznała się do popełnienia zarzucanych czynów. - Jej działania miały na celu uzyskanie pieniędzy na osobiste wydatki – zaznaczył prokurator.
Zarzuty usłyszały też dwie emerytowane pracownice sądu
O działanie wspólnie i w porozumieniu, którego skutkiem było przywłaszczenie pieniędzy z kasy zapomogowo-pożyczkowej, prokuratura oskarżyła także Bożenę U. i Władysławę S., emerytowane już pracownice sądu, które zasiadały w zarządzie kasy. Pierwsza była jego przewodniczącą, druga członkinią. Jak przekazał Gąsiorowski, zarząd kasy miał sprawować nadzór nad jej finansami. Faktycznie nie działał. Od Bożeny U. i Władysławy S. główna oskarżona miała uzyskiwać czeki oraz przedstawiać im dokumentację, której te nie weryfikowały. Ponadto w czasie sprawowania funkcji w zarządzie kasy obie przeszły na emeryturę. Nie powiadomiły o tym członków kasy, nie odbyły się nowe wybory. - Zarówno Bożena U., jak i Władysława S. nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im czynów. Tłumaczyły, że wydawało im się, iż jako emerytki mogą być w zarządzie kasy zapomogowo-pożyczkowej. Nie miały świadomości, że ich kadencja mogła wygasnąć. Natomiast Jolancie P. zaufały. Informacje i dokumenty, które im przekazywała w sprawie stanu finansowego kasy, wydawały się wiarygodne – poinformował prokurator.
Kobietom grozi do 10 lat więzienia
Wobec trzech oskarżonych zastosowano środki zapobiegawcze w postaci poręczenia majątkowego w kwocie 2 tysięcy złotych. Mają też zakaz opuszczania kraju. Każdej z nich grozi do 10 lat pozbawienia wolności. Sprawa wyszła na jaw w sierpniu 2018 roku. Członkowie kasy nie mogli doczekać się uzyskania pożyczki, a ci, którzy chcieli wycofać swoje wkłady, dowiadywali się, że w kasie nie ma pieniędzy. Kontrolę przeprowadzili prezes i dyrektor sądu. Wielostronicowy protokół pokontrolny przekazany prokuraturze wskazywał na możliwość popełnienia przestępstwa przywłaszczenia powierzonych pieniędzy i fałszowania dokumentacji. Wówczas szacowano, że z kasy zniknęło co najmniej 285 tysięcy złotych.
Źródło: PAP/TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24