Sąd w Kartuzach skazał byłego policjanta za spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu na 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Andrzej W. ma też zakaz prowadzenia pojazdów na okres 3 lat. Dodatkowo będzie musiał zapłacić 15 tys. zł kosztów postępowania sądowego. Mężczyzna przekonywał, że to nie on prowadził - dowodem miał być m.in. zapach innej osoby w aucie.
Kartuski sąd nie miał wątpliwości, że to Andrzej W., były funkcjonariusz komisariatu w Sierakowicach jest sprawcą wypadku w Szklanej, do którego doszło w czerwcu 2014 roku.
Andrzej W. został skazany na karę pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata. Mężczyzna próbował udowadniać, że to nie on siedział za kierownicą auta.
Jednak według sądu, dowody - m.in. ślady DNA oskarżonego na poduszce powietrznej kierowcy, przedniej szybie oraz lewej górnej części wnętrza pojazdu - wskazują, że to on prowadził auto.
Wskazywał innego kierowcę
Andrzej W. najpierw wskazywał, że za kierownicą auta siedział jeden z jego kolegów. Potem mówił, że był to jeden z żołnierzy ze Słupska, którzy rzekomo przyłączyli się do ogniska nad jeziorem. Żadna z tych wersji nie została potwierdzona. Zdaniem sądu fakt, że oskarżony wskazywał tak różne okoliczności można tłumaczyć tym, że był pijany - miał ponad 2 promile alkoholu we krwi.
- Być może nie wiedział, jak wsiadł do samochodu. Być może myślał, że jedzie z kimś, ale twierdzenia osoby będącej w stanie takiego upojenia alkoholowego wcale sądu nie dziwią. Sąd nie dał wiary tej wersji wydarzeń – mówiła sędzia Maria Jaroch-Wąsowska.
Decyzją sądu Andrzej W. ma zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów na okres 3 lat. Sąd nakazał mu też zapłatę 1500 zł na rzecz fundacji pomocy osobom pokrzywdzonym w wypadkach. Dodatkowo Andrzej W. będzie musiał zapłacić 15 tys. zł kosztów postępowania sądowego. Wyrok nie jest prawomocny.
Sprawę umorzono przez zapach inne osoby
Do wypadku doszło w czerwcu 2014 roku, w Szklanej (woj. pomorskie). Samochód należący do policjanta Andrzeja W. wypadł z drogi i dachował. Badanie alkomatem wykazało, że mężczyzna był pijany. Wstępna wersja prokuratury zakładała, że to Andrzej W. prowadził auto. Funkcjonariusz nie przyznał się jednak do winy, a śledztwo zostało umorzone, bo nie udało się udowodnić, że to on prowadził.
Kiedy o sprawie zrobiło się głośno prokurator generalny uchylił postanowienie o umorzeniu postępowania i śledztwo ruszyło od nowa.
Nowe informacje, które pojawiły się w sprawie pozwoliły częściowo wykluczyć wyjaśnienia złożone przez Andrzeja W., dlatego zdecydowano się na złożenie aktu oskarżenia.
Badali ślady biologiczne
Andrzej W. do zarzutów się nie przyznał. Pod okiem śledczych zabezpieczono ślady biologiczne i zapachowe, które znajdowały się w pojeździe. Wszystkie należały do właściciela, który nie zaprzeczał, że był w środku w chwili wypadku. Jednak według prokuratury konsekwentnie podkreślał, że prowadziła inna osoba.
Prokuratura zleciła badanie osmologiczne, które miało ustalić kto znajdował się pojeździe. Wykazało ono, że poza śladem zapachowym Andrzeja W. w aucie znaleziono drugi - należący do innej, niezidentyfikowanej osoby.
Chciał wrócić do pracy
Wcześniej, kiedy policjant został oczyszczony z zarzutów, starał się o przywrócenie do służby. Jak się okazało - nieskutecznie. Nie dotrzymał bowiem terminów administracyjnych.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws/gp / Źródło: TVN24 Pomorze, expresskaszubski.pl
Źródło zdjęcia głównego: ekspresskaszubski.pl