Akta w jednej ze spraw o ubezwłasnowolnienie znalazła na schodach swojego domu biegła z zakresu psychiatrii, która ma wydać opinię w tym przypadku. Lekarka natychmiast powiadomiła słupski sąd okręgowy, który zażądał wyjaśnień od Polskiej Grupy Pocztowej, dostarczającej przesyłki sądowe.
Biegła z zakresu psychiatrii miała wydać opinię na temat osoby, która może potrzebować opiekuna prawnego, dlatego sąd wysłał do niej akta sprawy o ubezwłasnowolnienie. Jak się okazało przesyłki jej nie dostarczono, tylko porzucono na schodach przed budynkiem.
- Jesteśmy oburzeni tą sytuacją. Przesyłka zawierała całe akta sprawy, były tam dane wrażliwe, do których żadna z postronnych osób nie powinna mieć dostępu, a tymczasem biegła przekazała nam, że przesyłkę znalazła na schodach swojego domu, w miejscu gdzie były ogólnodostępne – mówi w rozmowie z tvn24.pl sędzia Danuta Jastrzębska, rzeczniczka sądu okręgowego.
Dodaje, że według relacji lekarki przy aktach, które zostały dostarczone przez jedną z firm kurierskich, najprawdopodobniej wynajętą przez PGP, nie było też żadnej dokumentacji potrzebnej do poświadczenia odbioru przesyłki. - Operator ma za zadanie doręczyć do rąk własnych adresata, a w tym przypadku akta mógł wziąć czy zajrzeć do nich każdy – zauważa sędzia Jastrzębska.
Przesyłka zawierała wrażliwe dane
Jak podkreśla sędzia Jastrzębska przesyłka zawierała akta o ubezwłasnowolnienie, które są szczególnie ważne, dlatego przy ich dostarczaniu trzeba zachować szczególną ostrożność. – W takich aktach znajdują się dane wrażliwe zaświadczenia lekarskie, informacje na temat diagnozy, przebiegu leczenia, akta stanu cywilnego – wyjaśnia.
Sprawy o ubezwłasnowolnienie dotyczą osób w różnym wieku, które nie są w stanie samodzielnie funkcjonować. Są to np. młodsi ludzie, cierpiący na anoreksję, choroby psychiczne, uzależnienie od narkotyków czy osoby po wypadkach w stanie śpiączki.
– To sprawy szczególnej rangi, rozpatrywane przez skład trzech sędziów zawodowych. Gdyby te akta zginęły, nie da się ich dokładnie odtworzyć – mówi sędzia Danuta Jastrzębska.
"Szczerze wątpię, że sytuacja miała miejsce"
W piątek prezes sądu Dariusz Dumanowski wysłał pismo do centrali PGP i lokalnych przedstawicieli operatora z prośba o wyjaśnienie sytuacji.
- Jesteśmy zaskoczeni, że sąd wysyłając pismo do Polskiej Grupy Pocztowej informuje o tym najpierw media nie czekając na wyjaśnienie sytuacji. Bo z deklaracji sądu wiem, że pismo zostało wysłane do PGP w piątek i tego samego dnia informacja trafiła do mediów. To praktyka, która nie powinna być udziałem wydawałoby się poważnej instytucji jaką jest sąd. Jak tylko dostaniemy numer przesyłki będziemy mogli ustalić jak faktycznie odbyło się jej doręczenie. Natomiast szczerze wątpię, że opisana sytuacja miała miejsce, gdyż nasz podwykonawca dotychczas bardzo dobrze wywiązywał się ze swoich obowiązków - powiedział Wojciech Kądziołka, rzecznik prasowy Polskiej Grupy Pocztowej.
Jak dodaje taka sytuacja już miała miejsce, kiedy sądy najpierw informowały a później sprawdzały jak było faktycznie. - Niedawno w Szczecinie rzecznik sądu narobił rabanu na cała Polskę, że jakoby zgubiliśmy akta. Podczas gdy te akta spokojnie wróciły do sądu, bo biegły ich po prostu nie odebrał - argumentuje rzecznik PGP.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: ws/kv / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN24