- Kochałem ją jak wariat – mówi o swojej ukochanej żonie Mieczysław Parczyński. Po jej śmierci chciał podarować jej niezwykły pomnik. Dowodem jego wielkiej miłości miał być specjalny rajd rowerowy. Na mapie Polski wyrysował "Jadzia", imię zmarłej żony, wsiadł na rower i ruszył w wyznaczoną trasę. Miał wtedy 65 lat.
- Na pogrzebie mojej żony obiecałem jej. Jadziu pomnik będziesz miała, ale ja Ci inny pomnik sprawię, rajd po Polsce, "Rajd Jadzia" – opowiada Mieczysław Parczyński z Gdańska.
Kiedy w 1986 r. zmarła żona, pan Mieczysław miał "na liczniku" pierwszy obwód Ziemi. Trzy lata później był już w trasie "Rajdu Jadzia".
5730 km w ciągu 94 dni
Rajd, który zaplanował, liczył 5730 kilometrów i składał się z 62 etapów. Połączone na mapie odcinki tworzyły plan podróży - układały się w imię ukochanej żony.
- Trzy miesiące pracowałem nad planem rajdu, każda litera miała odpowiedni kształt. Zdarzało się że jechałem wśród lasów, moczarów i bagien, bo nie było dróg – mówi Mieczysław Parczyński.
Trasa rajdu zaczynała się w Koszalinie, tam też zaczyna się litera "J", a "a" kończy się w Przemyślu. Sama litera "d" ma ponad tysiąc kilometrów. – Nie wiem czy ona(żona- red) to widziała, ale była ciągle w moich myślach – dodaje wzruszony pan Mieczysław.
Po śmierci żony to właśnie rower stał się dla gdańszczanina lekiem na ból. Do 2010 roku przejechał po Polsce 216 tys. kilometrów. Na pytanie czy planował zagraniczne rowerowe trasy, odpowiedział: - Kicham na zagranicę, kocham Polskę, bo jestem Polakiem.
Pierwszy rower od żony
Pan Mieczysław pierwszy raz wsiadł na rower w wieku 51 lat. Wcześniej, był retuszerem fotograficznym, prowadził siedzący tryb życia i coraz wyraźniej zaczynał odczuwać to w kościach i mięśniach.
- Miałem zwiotczałe mięśnie i lekarz mnie nastraszył. Od tego się zaczęło, a o rower było wtedy trudno. Żona przejęła się i kupiła mi go – opowiada gdańszczanin. - Chociaż miała niechęć do rowerów. Ona szła do pracy, a ja wyjeżdżałem. Ona wracała i mówi – Ty cyganie stary?! Taki czerwoniutki jesteś! Wiem gdzie byłeś. A ja – to po co pytasz, jak wiesz – śmieje się pan Mieczysław.
Kochał ją pan?: - Jak wariat. Kochałem ją jak wariat- mówi ze wzruszeniem Pan Mieczysław.
Pierwsze rowerowe wycieczki były całkiem niewinne. Jeździł codziennie po dziesięć, piętnaście kilometrów po najbliższej okolicy. Wtedy zaczęła kiełkować miłość do tego wszystkiego, co może dać człowiekowi rower. Wtedy pojawił się też kolejny składak, trzeci kupił już sobie sam. To była "Gazela". Damka z kołami 27 cali kupiona za Gierka. Dziennie potrafił przejechać na niej 150, a czasem ponad 200 kilometrów.
Wspomnienia z podróży
- Teraz mam rower w piwnicy. Pewnie, że bym wsiadł, ale to nie ma już sensu - mówi pan Mieczysław, który w maju świętować będzie 89 urodziny.
Teraz zajmuje się opisywaniem swoich podróży w kolejnych albumach. Niedawno przekazał Bibliotece Gdańskiej PAN czternaście tomów własnych rękopisów. To 12 tys. zdjęć, wiele map oraz tysiące zapisków z podróży.
Autor: ws//ec / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24