Miał lecieć w środę, potem w czwartek. Za każdym razem na drodze człowieka-rakiety stawała pogoda. Teraz nic podobnego już się nie zdarzyło. Yves Rossy dokonał historycznego wyczynu i na skrzydłach własnej konstrukcji, osiągając momentami prędkość 300 km/h, przeleciał nad kanałem La Manche.
Yves Rossy na co dzień jest pilotem szwajcarskich linii lotniczych. Teraz jako pierwszy człowiek samodzielnie przeleciał nad kanałem La Manche. Wszystko poszło jak po maśle, albo żeby było bardziej adekwatnie do sytuacji: jak w szwajcarskim zegarku.
Historycznego wyczynu Szwajcar dokonał dzięki skrzydłom wykonanym z włókna węglowego, które wisiały na jego plecach. Cztery małe silniki pozwoliły mu rozwinąć prędkość nawet trzystu kilometrów na godzinę.
Houston - nie mamy problemu
Rossy wystartował krótko po godzinie 14:00 czasu polskiego. Najpierw przez samolot transportowy został wyniesiony nad francuskie miasto Calais na wysokość trzech tysięcy metrów. Kiedy znalazł się na odpowiedniej wysokości otworzył drzwi i odpalając swoje silniki "wystrzelił" z samolotu.
Lot przebiegał spokojnie - o ile można mówić o czymś takim, gdy leci się kilka tysięcy metrów nad ziemią z olbrzymią prędkością, która powoduje, że przy próbie zaczerpnięcia oddechu człowiek natychmiast dusi się jeśli nie ma na sobie specjalnej maski...
Lot z happy endem
Cała podróż, którą śledziły setki tysięcy widzów za pomocą transmisji "na żywo" telewizji National Geographic trwała zaledwie kilkanaście minut. Kiedy Szwajcar znalazł się już po brytyjskiej stronie kanału, a pod nogami miał bezpieczną ziemię, otworzył spadochron i bezpiecznie wylądował przy latarni morskiej na przylądku South Foreland koło Dover.
Rossy "podróżował" po trasie, którą w 1909 r. jako pierwszy przeleciał z Francji do Wielkiej Brytanii Louis Bleriot (jej długość to niewiele ponad 30 kilometrów).
Swoim kosmicznym wyczynem Szwajcar przeszedł do historii i - trzeba mu to oddać - bardzo wysoko (dosłownie) zawiesił poprzeczkę swoim ewentualnym naśladowcom.
Źródło: TVN24, National Geographic
Źródło zdjęcia głównego: Zdjęcia dzięki uprzejmości National Geographic