"Zestrzelenie ukraińskiego samolotu nad Teheranem to w stu procentach błąd ludzki"


Na ekranie radaru obraz samolotu to jest po prostu kropeczka i bardzo wiele zależy od kompetencji operatorów. W tym kontekście zestrzelenie ukraińskiego samolotu pasażerskiego nad Teheranem to w stu procentach błąd ludzki - mówił w wydaniu specjalnym "Wstajesz i weekend" ekspert do spraw uzbrojenia, doktor Tomasz Szulc. Jak dodał, "w warunkach bojowych w powietrzu nie ma prawa być żadnych samolotów cywilnych".

W sobotę strona irańska przyznała się do nieintencjonalnego zestrzelenia w środę rano ukraińskiego samolotu pasażerskiego kilka minut po starcie z lotniska w Teheranie.

Zginęło 176 osób, wszyscy znajdujący się na pokładzie maszyny, w tym 82 Irańczyków, 63 obywateli Kanady, 11 Ukraińców, a także obywatele Szwecji, Afganistanu, Wielkiej Brytanii i Niemiec.

KATASTROFA UKRAIŃSKIEGO BOEINGA W TEHERANIE. RAPORT >

Do zestrzelenia doszło niewiele ponad cztery godziny po irańskim ataku rakietowym na bazy w Iraku, w których stacjonują amerykańscy żołnierze. To z kolei było odpowiedzią na zabicie przez Amerykanów generała Kasema Sulejmaniego.

ŚMIERĆ GENERAŁA KASEMA SULEJMANIEGO. RAPORT >

"Na ekranie radaru obraz samolotu to jest po prostu kropeczka"

Odnosząc się do tej tragedii, ekspert ds. uzbrojenia, doktor Tomasz Szulc ocenił, że w warunkach napięcia, które panowały wtedy w Iranie, możliwym było, żeby samolot pasażerski został pomylony z innym obiektem latającym.

- Na ekranie radaru obraz samolotu to jest po prostu kropeczka i bardzo wiele zależy od kompetencji operatorów, od funkcjonowania systemu informowania baterii dywizjonów przeciwlotniczych o zbliżającym się zagrożeniu - mówił Szulc.

Jak tłumaczył, "teoretycznie to powinno wyglądać tak, że taki cel powinien zostać wykryty na jakichś dalekich rubieżach, w znacznej odległości od strefy odpowiedzialności takiego dywizjonu przez stację radiolokacyjną wysokiego szczebla". - Potem, jego śledzenie powinno być kontynuowane przez kolejne stacje, co teoretycznie powinno dać dość czasu, żeby zastanowić się, co to za obiekt jest śledzony - dodał.

"W warunkach bojowych w powietrzu nie ma prawa być żadnych samolotów cywilnych"

- Na ekranach wojskowych radarów zawsze pojawiają się informacje pochodzące od własnych samolotów bojowych, bo one używają odpowiednio zakodowanego sposobu przekazywania tej informacji, który do minimum zmniejsza ryzyko tego, że przeciwnik się podszyje pod taki samolot - wyjaśnił rozmówca wydania specjalnego "Wstajesz i weekend", odpowiadając na pytanie o ewentualną możliwość stwierdzenia, jakiego typu maszyna jest śledzona przez stacje radiolokacyjne.

Jak tłumaczył, "jeśli taki sygnał się nie pojawia, to trzeba rozstrzygnąć kwestię taką, czy jest to własny samolot, który miał awarię transpondera [wysyłającego sygnał do własnego radaru - red.], czy jest to jakiś przypadkowy obiekt latający, czy jest to samolot przeciwnika".

- Wstępna decyzja dotycząca tego, co to jest za obiekt, bardzo zależy od kontekstu, od sytuacji. Jeśli mamy czas pokoju (…) to na pewno nie zakładalibyśmy, że jest to wrogi samolot, który w przeciągu kilku minut czy sekund dokona ataku - mówił.

- Jeśli sytuacja jest inna, jeśli tak, jak w przypadku Iranu, wszyscy spodziewają się pojawienia w przestrzeni powietrznej samolotów czy rakiet przeciwnika, to oczywiście pierwsze domniemanie jest takie, że mamy do czynienia z wrogą maszyną i że jest to obiekt, który jest niesamowicie groźny i należy go jak najszybciej zniszczyć - wyjaśnił Tomasz Szulc.

Jak mówił, "w warunkach bojowych w powietrzu nie ma prawa być żadnych samolotów cywilnych. W związku z powyższym sytuacja jest prosta: albo na ekranie mamy potwierdzenie, że jest to wojskowy samolot własny, albo że jest to potencjalny cel".

"Stres bojowy powoduje, że ludzie popełniają więcej błędów niż normalnie"

Tomasz Szulc wyjaśniał, że "w tym przypadku samolot leciał bardzo krótko, więc pojawił się na ekranie radaru niespodziewanie i ludzie, którzy obsługiwali wyrzutnie zamiast zastanowić się skąd pojawił się obiekt - którego wcześniej żaden radar nie widział - natychmiast przyjęli najgorszą ewentualność".

- W tym kontekście jest to w stu procentach czynnik ludzki, jest to błąd. Aparatura działała dobrze, ale aparatura nie mogła podpowiedzieć ludziom odpowiedniej decyzji - powiedział Szulc. - Po pierwsze, wiedzieli [irańscy wojskowi - red.], że obok jest wielkie lotnisko pasażerskie. Po drugie, powinni wiedzieć, że lotnisko jest czynne. Po trzecie, samolot nabierał wysokości, a kierunek lotu wskazywał na to, że nie jest to samolot zbliżający się do Teheranu, a oddalający się - wyliczał ekspert.

Jak jednak dodał, "nerwy, stres bojowy powoduje, że ludzie popełniają więcej błędów niż normalnie".

Katastrofa lotnicza w IranieAdam Ziemienowicz | PAP/Reuters

Autor: ft/tr / Źródło: PAP, TVN24

Tagi:
Raporty: