Wybory prezydenckie w Czechach wygrał b. premier tego kraju Milosz Zeman. Po policzeniu wszystkich głosów ma 54,8 proc., a jego rywal, obecny szef czeskiej dyplomacji Karel Schwarzenberg - 45,19 proc. głosów.
Były premier, b. lider czeskiej lewicy Milosz Zeman będzie nowym prezydentem Czech - wynika z rezultatów drugiej tury pierwszych w historii kraju bezpośrednich wyborów prezydenckich, które ogłosił w sobotę Czeski Urząd Statystyczny (CSU).
Pół miliona głosów więcej
Według pełnych wyników za Zemanem opowiedziało się 54,80 proc. Czechów, podczas gdy jego rywal Karel Schwarzenberg, szef dyplomacji i przewodniczący konserwatywno-liberalnej partii Tradycja Odpowiedzialność Prosperity 09, dostał 45,19 proc. poparcia.
Obu polityków dzieli różnica około 500 tys. głosów. CSU podał także, że frekwencja wyniosła 59,11 proc., a więc była o kilka punktów niższa niż w pierwszej turze wyborów przed dwoma tygodniami
Po I turze łeb w łeb
Dwudniowe głosowanie rozpoczęło się w piątek (godz. 14-22) i zakończyło się w sobotę o godz. 14. Z pierwszej tury 11 i 12 stycznia obaj rywale wyszli z wyrównanym wynikiem: 24,21 proc. dla Zemana i 23,4 proc. dla Schwarzenberga.
To pierwsze w historii Czech bezpośrednie wybory prezydenckie, wcześniej szefa państwa wybierał parlament.
"Niemiecka karta" dała Zemanowi fotel?
Kampania wyborcza u naszych południowych sąsiadów nie należała do "najczystszych". Schwarzenbergowi poplecznicy Zemana wytykali wiele lat spędzonych na emigracji, a Zemanowi rywale przypomnali niejasną prywatyzację spółek węglowych i afery korupcyjne ludzi z jego otoczenia z końca lat 90. Zagrano też kartą niemiecką.
Sondaż ośrodka ppm factum przeprowadzony na tydzień przed głosowaniem dawał Zemanowi znaczną przewagę. Poparcie dla niego deklarowało 54 proc. Czechów, a dla Schwarzenberga - 46 proc. Właściwie pewne zwycięstwo dała mu w opinii mediów debata, w której Zeman zapytał Schwarzenberga o wysiedlenie Niemców sudeckich z Czechosłowacji po II wojnie światowej.
Schwarzenberg powiedział wtedy - podobnie jak przed laty - że "dziś (wysiedlenia - red.) zostałyby uznane za poważne naruszenie praw człowieka", a "ówczesny rząd wraz z prezydentem (Edvardem) Beneszem trafiłby do Hagi".
Autor: adso//gak / Źródło: PAP