Zastrzelony z synami. "Tworzył prawdziwą więź z uczniami"


To był cudowny człowiek i nauczyciel, który tworzył prawdziwą więź z uczniami - powiedział kilka godzin po śmierci Jonathana Sandlera jego przyjaciel żyjący w Jerozolimie. Sandler - rabin, który zginął wraz ze swym 3- i 6-letnim synem w poniedziałkowej strzelaninie w Tuluzie na południu Francji - zostawił żonę i 4-letnią córkę. Osobny artykuł poświęcił mu wydawany w Izraelu dziennik "Haaretz".

Sandler, który w chwili śmierci miał 30 lat, całe życie był związany z Francją. Urodził się w Paryżu i jako dziecko został wysłany do Tuluzy, gdzie zaczął studiować Torę i pracować w lokalnych społecznościach żydowskich.

Pozostaje mieć nadzieję, że Francja zdoła zatrzymać u siebie wspólnoty żydowskie, że pozwoli się im żyć w spokoju w tych miejscach, jakie sobie na to wybrały. Aaron Getz

Działacz i nauczyciel

W wieku kilkunastu lat wybrał studia w Jerozolimie i spędził tam trzy lata. Był żonaty od 4,5 roku. Wcześniej urodził się jego pierwszy syn - Gabriel, a przed trzema laty Arieh. Obaj zginęli wraz z ojcem, który odprowadzał ich do szkoły.

- Wielką tragedią jest to, że wraz z powrotem dzieci do szkół on wrócił z nimi, by pomagać im w nauce i zginął przygotowując się do tego - powiedział inny przyjaciel, Aaron Getz w rozmowie z agencją Reutera.

Sandler był postacią znaną w społeczności francuskich żydów. Pisywał do jednego z miesięczników, w którym miał swoją stała kolumnę, a we wrześniu wraz z całą rodziną przybył do Tuluzy, gdzie rozpoczął pracę w miejscowej społeczności. Chciał uczyć przyszłych nauczycieli i rabinów.

W to, jak wielki wpływ na miejscową diasporę będzie miała jego śmierć, nie wątpi Getz. - Pozostaje mieć nadzieję, że Francja zdoła zatrzymać u siebie wspólnoty żydowskie, że pozwoli się im żyć w spokoju w tych miejscach, jakie sobie na to wybrały - mówi.

Źródło: Haaretz, Reuters