Zakłócił modły w meczecie, cudem uniknął linczu

 
Mężcyzzna mógł bardzo drogo zapłacić za zakłócenie spokoju w meczeciesxc.hu

O wielkim szczęściu może mówić 64-letni Amerykanin, który cudem uniknął linczu w Indonezji. Tak przeszkadzał mu odgłos modłów dochodzący z meczetu, że powyrywał kable z głośnika w świątyni. Ściągnął tym czynem gniew i muzułmanów, którzy ruszyli w pogoń za nim.

Jak pisze dziennik "Jakarta Globe", 22 sierpnia rano Luke'a Gregory'ego Lloyda obudziły odgłosy czytania Koranu dochodzące z małego meczetu w mieście Kuta (na wyspie Lombok). Rozgniewany Amerykanin w butach wszedł do muzułmańskiej świątyni, odłączył od prądu głośniki, a wychodząc obraził jednego z wiernych.

Wzburzeni muzułmanie zaczęli go gonić, a od linczu cudem uratowała go lokalna policja. - Powinien uważać się za szczęściarza. Wtedy postanowiliśmy, że go nie zlinczujemy. Nie chcieliśmy zrobić nic głupiego, chociaż niektóre osoby nie mogły powstrzymać wściekłości i zniszczyły dom Lloyda - powiedział gazecie jeden z mieszkańców.

Szef miejscowej policji Lalu Mahsun poinformował, że w celu ochrony przez oburzonymi wiernymi 64-latek jest przetrzymywany w hotelu pod ochroną dwóch policjantów. Oficjalnie zatrzymano go dlatego, że nie miał ważnego pozwolenia na pobyt - wygasło ono w kwietniu 2006 roku.

Popełnił bluźnierstwo?

Policja i władze religijne ustalają też, czy Lloyd popełnił bluźnierstwo, za co grozi mu pięć lat więzienia. Zdaniem Mahsuna, mieszkający w Indonezji od 15 lat Amerykanin kilkakrotnie sprzeciwiał się modlitwom w meczecie, ale nigdy wcześniej nie zachował się w równie skandaliczny sposób.

Jeden z mieszkańców powiedział dziennikowi, że ma nadzieję, iż nie ujdzie mu to płazem "tylko dlatego, że jest obcokrajowcem".

Wyspa Lombok leży w archipelagu Małych Wysp Sundajskich, między Bali i Sumbawą.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu