Rodzina i przyjaciele zebrali okup, a jemeńscy mediatorzy uzgodnili z przedstawicielami Al-Kaidy szczegóły uwolnienia. Południowoafrykańczyk Pierre Korkie, więziony w Jemenie razem z Amerykaninem Luke'em Sommersem, miał zostać uwolniony w niedzielę. Wcześnie rano w sobotę amerykańscy komandosi przeprowadzili próbę odbicia pojmanych. Zakończyła się niepowodzeniem. Zginęli wszyscy terroryści i dwaj zakładnicy. Korkie zmarł od rany postrzałowej na kilkadziesiąt godzin przed tym., kiedy miał odzyskać wolność. RPA domaga się wyjaśnień od USA.
Nauczyciel z RPA Pierre Korkie został zastrzelony przez islamistów w czasie nieudanej akcji odbicia amerykańskiego zakładnika, fotoreportera Luke'a Somersa. Operację przeprowadzili komandosi z Navy SEALs w sobotę wcześnie rano jemeńskiego czasu. Kilka dni wcześniej przetrzymująca Somersa Al-Kaida Półwyspu Arabskiego postawiła USA ultimatum i zapowiedziała, że po upływie trzech dni zabije zakładnika. Operacja elitarnych komandosów była ostatnią szansą na ocalenie Amerykanina.
Razem z Somersem w Jemenie przetrzymywano jeszcze jednego zakładnika. Strona amerykańska twierdzi, że przed akcją nie była w stanie ustalić tożsamości tej osoby. Kilka godzin po akcji pracodawca Korkiego, organizacja charytatywna Gift of the Givers poinformowała, że drugim zakładnikiem był właśnie Południowoafrykańczyk.
Mediator, okup, obietnica wyjścia
Organizacja Gift of the Givers poinformowała, że Korkie miał zostać wypuszczony w niedzielę. Kilkadziesiąt godzin wcześniej doszło jednak do akcji Amerykanów, w której mężczyzna zginął. Szef organizacji, Imtiaz Sooliman, opowiedział "Guardianowi", że mediatorzy z jednego z jemeńskich plemion przekonali Al-Kaidę, by wypuścić zakładnika za "bakszysz" w wysokości 200 tys. dolarów. Poprzednio Al-Kaida żądała 3 mln dolarów okupu. Rodzina i przyjaciele Korkiego zebrali potrzebną kwotę. Mediatorzy spotkali się z bojownikami i omówili przekazanie zakładnika. Nie wiadomo czy doszło do przekazania pieniędzy.
Jak wyjaśnił Sooliman, Korkie miał opuścić Jemen pod przykrywką dyplomatyczną, spotkać się z rodziną w bezpiecznym państwie, a następnie odlecieć na leczenie do RPA. Miał być w domu przed świętami Bożego Narodzenia.
Kiedy wszystko było już prawie dogadane - jak wspomina Sooliman - pojawiło się trzydniowe ultimatum ws. Somersa. Lekko go to zaniepokoiło, bo wiedział, że Amerykanie nie pozwolą na śmierć kolejnego swojego obywatela z rąk islamistów. W sobotę przed godz. 6 rano wysłał żonie Korkiego SMS-a: "Czekanie dobiega końca". Dwie godziny później dowiedział się o śmierci przyjaciela w wyniku nieudanej akcji amerykańskich komandosów.
Mimo wszystko Sooliman nie chce krytykować USA za próbę odbicia zakładników. - Nie mogę mieć nic do nich, bo każdy rząd działałby w interesie swoich obywateli. Nie jestem pewien, czy wiedzieli, że Pierre tam był. Nie mogę nikogo obwiniać. To jest wojna i prawie nigdy nie ma dobrych skutków - oświadczył.
Stwierdził, że przypadek Korkiego i Somersa był - jego zdaniem - "nieszczęśliwą koincydencją". - Nie wiedzieliśmy, że są przetrzymywani w tym samym miejscu - dodał
RPA żąda wyjaśnień
Bardziej radykalni są politycy RPA. Największa partia opozycyjna w RPA, Alians Demokratyczny, wezwała swój rząd, by ten zażądał wyjaśnień od Waszyngtonu. Politycy podkreślają, że niepotrzebnie zginął ich obywatel.
Autor: pk//rzw / Źródło: Guardian, BBC News
Źródło zdjęcia głównego: Navy SEALs, PAP/EPA