Natychmiast po zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego CIA obawiała się, że stoi za nim Moskwa, która przygotowuje atak na Stany Zjednoczone. Przekonanie to pogłębiał brak możliwości zlokalizowania miejsca pobytu sowieckiego przywódcy Nikity Chruszczowa.
22 listopada 1963 roku i w kolejnych dniach po zamordowaniu prezydenta USA, CIA nie wiedziała, gdzie znajdował się Nikita Chruszczow, wtedy sekretarz generalny KC KPZR i premier. Niepewność trwała zaskakująco długo. W najczarniejszym scenariuszu obawiano się, że gensek przebywa w specjalnym bunkrze, z którego będzie kierował wojną jądrową przeciwko Ameryce i Zachodowi.
Wyjaśnienie tych podejrzeń było najważniejszym zadaniem CIA. Gdyby bowiem okazało się, że amerykański prezydent został zabity na polecenie Moskwy, USA musiałyby dokonać odwetu na Związku Radzieckim, co oznaczałoby III wojnę światową. Dlatego bardzo dokładnie analizowano zachowanie strony radzieckiej, a wszystkie wątpliwości interpretowano jako brak dowodów na inspirację zamachu na JFK ze strony ZSRR.
Obawa przed wojną
Świadomy możliwości wywołania wojny z Moskwą był prezydent Lyndon B. Johnson, następca Johna F. Kennedy'ego, który w obawie przed szerzeniem nie popartych dowodami podejrzeń i oskarżeń przeciwko ZSRR i Kubie, zdecydował się w końcu na powołania komisji śledczej, na czele której stanął sędzia Earl Warren.
Komisja miała wyjaśnić okoliczności zamachu, zanim, jak stwierdził nowy prezydent, „padną stwierdzenia, że Chruszczow zrobił to i to, i wciągnięci zostaniemy w wojnę, która w ciągu godziny kosztować będzie życie 40 mln Amerykanów”.
Tak sytuację po zamachu opisuje odtajniony niedawno specjalny artykuł z wewnętrznego pisma CIA „Studia na temat wywiadu” (Studies in Intelligence), które od połowy XX wieku wydawane jest przez agencję. Zawiera ono analizy tajne i jawne, dotyczące służb specjalnych oraz różnych operacji wywiadowczych i kontrwywiadowczych.
Artykuł o działaniach CIA po zamachu na JFK powstał na podstawie niejawnej wciąż historii agencji za czasów jej dyrektora Johna McCone'a.
Spisek
Natychmiast po zamachu amerykańskie służby nabrały przekonania, że zabicie prezydenta to początek wielkiego spisku przeciwko Ameryce, za którym prawdopodobnie stoi Związek Radziecki. Celem spisku było zdestabilizowanie sytuacji wewnętrznej i atak na Stany Zjednoczone.
Wszystkie biura CIA na całym świecie zaczęły sprawdzać sygnały na temat możliwego zaangażowania ZSRR w zamach na JFK oraz aktywność radziecką, która mogła oznaczać przygotowania do wojny.
Od razu przystąpiono do analizy działalności i zachowań Lee Harveya Oswalda, aresztowanego w związku z zamachem. Szybko rozpracowano jego kontakty z Kubą i Związkiem Radzieckim. Bardzo dużo informacji na temat Oswalda zaczęło dostarczać biuro CIA w Meksyku.
Od zaraz pojawiło się także mnóstwo fałszywych tropów, które służby amerykańskie, świadome odpowiedzialności, musiały weryfikować. Chaos pogłębiał fakt, że zarówno CIA, jak i FBI, otrzymały całą serię informacji o groźbie zamachów na przywódców światowych, którzy przyjeżdżali do Waszyngtonu na pogrzeb zamordowanego prezydenta.
Jedna z takich gróźb skierowana była przeciwko prezydentowi Francji Charlesowi de Gaulle'owi. Podczas pogrzebu w zapewnienie bezpieczeństwa, oprócz agentów Secret Service czy FBI, zaangażowanych było kilkudziesięciu agentów CIA.
Zamachowiec ze związkami z CIA?
Kolejnym etapem zaangażowania Centralnej Agencji Wywiadowczej w wyjaśnienie okoliczności zamachu było wsparcie FBI w śledztwie oraz dostarczanie informacji i dowodów komisji Warrena powołanej przez prezydenta Johnsona.
Jednak, jak wynika z artykułu o roli CIA po zamachu, szefowie agencji mieli ogromny dylemat, jakich danych udzielić, a jakie zachować w tajemnicy przed komisją. Nie przekazano między innymi informacji o planach CIA zabicia Fidela Castro. Mogły one skierować prace komisji na inne tory. Także Robert Kennedy, brat JFK i w momencie ataku prokurator generalny, nie mówił o tym komisji Warrena (sam zginął w zamachu w czerwcu 1968 r. - red.).
Dylemat, w jakim znalazła się CIA w czasie wyjaśniania okoliczności zamachu, dotyczył także obaw przed ujawnieniem danych ze śledztwa wobec L. H. Oswalda, czyli również informacji zdobytych przez CIA w operacjach przeciwko ZSRR i Kubie. Całkowicie odsłoniłoby to metody pracy agencji. Byłoby to ogromnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.
CIA musiała też odnieść się do oskarżeń, że Lee Harvey Oswald był tak naprawdę jej współpracownikiem. W specjalnych wyjaśnieniach sam dyrektor agencji podkreślał, że zamachowiec nie miał żadnych związków z amerykańskim wywiadem.
Sprawa Nosenki
Najtrudniejszą kwestią do rozstrzygnięcia podczas śledztwa była tak zwana sprawa Jurija Nosenki, oficera KGB, który w 1964 r. przeszedł na stronę amerykańską.
Nosenko był związany z pracami komisji rozbrojeniowej w Genewie, gdzie nawiązał współpracę z CIA. Amerykanie usłyszeli od niego różnego rodzaju informacje, ale w związku z JFK najciekawsza była ta, która wskazywała, że KGB nie było w ogóle zainteresowane Oswaldem.
CIA nabrała poważnych wątpliwości co do wiarygodności Nosenki i zaczęła go traktować jak szpiega, który na polecenie Moskwy przeszedł na stronę USA, aby potwierdzić informację o tym, iż radzieccy przywódcy nie maczali palców w zabiciu prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Szefowie CIA zdecydowali, iż Jurij Nosenko zostanie uwięziony i, że będą próbowali go złamać, aby wyjawił swoje rzeczywiste zamiary względem agencji. W postawie Nosenki nic się jednak nie zmieniło, a po latach szef CIA John McCone stwierdził, że Rosjanin prawdopodobnie był autentycznym zbiegiem, który dostarczał Ameryce prawdziwe informacje.
Autor: Jacek Stawiski, TVN Biznes i Świat / Źródło: Studies in Intelligence, vol. 57, wrzesień 2013 r.
Źródło zdjęcia głównego: domena publiczna