13 osób zginęło a kilkadziesiąt jest rannych po wybuchu wulkanu Merapi, leżącego w środkowej części wyspy Jawa. Wyrzucone w powietrze odłamki skał i gorące pyły spadły na okoliczne wioski. Władze spodziewały się takiego przebiegu wydarzeń od kilku dni, w poniedziałek rozpoczęto ewakuację.
Erupcja nastąpiła dzień po ogłoszeniu przez władze Indonezji najwyższego stopnia zagrożenia. W poniedziałek nad kraterem pojawiła się chmura trujących gazów, która rozciąga się w promieniu czterech kilometrów od szczytu wulkanu. Geolodzy twierdzili, że wybuch jest nieunikniony. Mieli rację.
Przebudzenie żywiołu
- Około godziny 18 czasu lokalnego usłyszeliśmy trzy eksplozje. Wulkan wyrzucał pyły na wysokość 1,5 kilometra, a wzdłuż jego zbocza tworzyły się obłoki pary - poinformował Surono, szef państwowego centrum wulkanologicznego. Wulkan Merapi, mający wysokość 2914 metrów n.p.m., jest położony na gęsto zaludnionych terenach, w odległości 26 km od 600-tysięcznego miasta Jogyakarta.
Od 24 godzin była prowadzona ewakuacja. Wojsko przewoziło ludzi z zagrożonych terenów do schronów. W pierwszej kolejności ewakuowano kobiety, dzieci i seniorów. Schronów jest 23 i są przygotowane na przyjęcie 11 tys. osób. Przygotowywane są też dodatkowe tymczasowe schronienia.
Wiele ludzi nie chciało dać wiary, że dojdzie do wybuchu i nie chcieli opuszczać swoich domów. Oporni byli ewakuowani przez wojsko siłą.
Czekają już miesiąc
Wulkan Merapi jest monitorowany już od miesiąca. W niedzielę 24 października geologowie nadali mu status „stand-by” co oznaczał, że do erupcji może dojść w każdej chwili.
Aktywność wulkanu wzrosła po trzęsieniu ziemi, które nawiedziło Indonezję w maju 2006 roku. Do ostatniej erupcji doszło w 1994 roku. Zginęło wtedy ponad 60 osób. Do największego wybuchu doszło w 1930 roku, kiedy Merapi zabił 1,3 tys. osób.
Źródło: reuters, pap