"Robocop" kontra magnat prasowy z zarzutami. Tunezyjczycy wybierają prezydenta

W Tunezji odbędzie się w niedzielę druga tura wyborów prezydenckich. Zmierzą się w niej konserwatywny profesor prawa Kais Saied i magnat prasowy Nabil Karui, oskarżony o pranie pieniędzy i zwolniony w tym tygodniu z aresztu, aby mógł prowadzić swoją kampanię.

Do głosowania uprawnionych jest siedem milionów wyborców.Pierwsza runda wyborów prezydenckich odbyła się 15 września. Wygrał ją Saied, który uzyskał 18,4 proc. głosów, a Karui - 15,5 proc. Żaden nigdy nie pełnił urzędu publicznego.

Na przeciwnych biegunach

Karuiemu pozwolono na start w wyborach, ponieważ nie został jeszcze osądzony. Zarzutom o pranie pieniędzy i uchylanie się od płacenia podatków 56-letni kandydat zaprzecza. W areszcie przebywał od 23 sierpnia. Tunezyjski sąd apelacyjny zwolnił go z aresztu w środę, aby mógł poprowadzić swoją kampanię przed niedzielnym głosowaniem.Z kolei 61-letni Saied nazywany jest "Robocopem" ze względu na sztywną dykcję i beznamiętne spojrzenie. Były emerytowany wykładowca prawa mieszka w dzielnicy klasy średniej, w zaniedbanym mieszkaniu w centrum miasta.Jego przeciwnik, potentat medialny sprawia wrażenie ciepłego, wręcz uwodzicielskiego. Karui mówi dialektem tunezyjskim usianym francuskimi zwrotami. Jeździ luksusowymi samochodami i mieszka w pięknym domu na eleganckich przedmieściach Tunisu.Saied proponuje radykalną decentralizację władzy i rewolucję na drodze prawnej. Podejmuje hasła z 2011 roku, wzywając do oddania władzy ludowi, ale pozostaje legalistą.Karui, który założył wraz z bratem Ghazim jeden z głównych kanałów telewizyjnych w kraju, przedstawia się jako "ojciec dużej rodziny" wyborców. Krytycy mają go za skorumpowanego populistę manipulującego telewizją i działaniami charytatywnymi, które podejmuje z uwagi na polityczne zyski. Zwolennicy widzą w nim obrońcę biedaków.Polityk ten prezentuje się też jako przeciwnik islamizmu i oskarża Saieda, że ten jest zwolennikiem islamistycznej partii Ennahda. Saied twierdzi, że jest niezależny i broni rządów prawa.Data aresztowania Karuiego tuż przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej podsyciła podejrzenia o instrumentalizację tunezyjskiego wymiaru sprawiedliwości; miało to według zwolenników Karuiego storpedować jego kandydaturę. Tunezyjskie władze utrzymują jednak, że sąd podjął niezależną decyzję.Sprawę przeciwko Karuiemu wniosło trzy lata temu lokalne odgałęzienie Amnesty International pod nazwą I Watch. Nie jest jasne, kiedy zapadnie werdykt.

Ogromne wyzwania

Przyszły prezydent Tunezji stanie przed poważnymi problemami, z którymi nie poradzili sobie jego poprzednicy: wysokie bezrobocie (15 proc. w skali kraju, do 30 proc. w niektórych miastach), inflacja i dług publiczny, silne związki zawodowe opierające się zmianom oraz zagraniczni kredytodawcy domagający się zmian.Tunezja będzie przy tym skazana na mocno podzielony parlament, gdyż wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego, które odbyły się 6 października, wygrała Ennahda, a jej główna rywalka, Serce Tunezji Karuiego, zajęła drugie miejsce. Obie przed wyborami wykluczały wzajemną współpracę w jakiejkolwiek koalicji.Największa partia w parlamencie wyznacza premiera, którego rząd decyduje o większości kwestii w polityce wewnętrznej. Ennahda ma dwa miesiące na stworzenie koalicji. Jeśli się to nie uda, prezydent zwróci się z propozycją wszczęcia negocjacji koalicyjnych do partii z drugim wynikiem w wyborach. Jeśli i to zawiedzie, ponownie zostaną rozpisane wybory parlamentarne.Obecne wybory prezydenckie są drugimi demokratycznymi wyborami przywódcy Tunezji od 2011 roku, kiedy masowe protesty zmusiły prezydenta Zin el-Abidina Ben Alego do ucieczki z kraju. Od tego czasu Tunezja miała dziewięć rządów. Po śmierci w lipcu 92-letniego dotychczasowego prezydenta Bedżiego Kaida Essebsiego jego obwiązki przejął na okres trzech miesięcy przewodniczący parlamentu Mohammed Ennasir. Essebsi był pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem Tunezji od obalenia autokraty Ben Alego.

Autor: ToL/tr / Źródło: PAP

Czytaj także: