Łukaszenka wygrał wybory prezydenckie na Białorusi. Zdobył 83,49 proc. głosów - podała Centralna Komisja Wyborcza. Trzej liderzy białoruskiej opozycji, w tym dwaj opozycyjni kandydaci na prezydenta z 2010 r., wezwali społeczność międzynarodową, by nie uznała wyników. Ogłosili też start kampanii "Władza narodowi!".
Centralna Komisja Wyborcza podała w nocy z niedzieli na poniedziałek, że wybory prezydenckie wygrał Łukaszenka, który zdobył 83,49 proc. głosów. Natomiast frekwencja wyniosła 86,75 proc.
Na drugim miejscu - z zaledwie 4,42 proc. głosów - znalazła się przedstawicielka umiarkowanej opozycji, działaczka kampanii "Mów Prawdę!" Tacciana Karatkiewicz. Trzeci był szef Partii Liberalno-Demokratycznej Siarhiej Hajdukiewicz, na którego głosowało 3,32 proc. wyborców, a czwarty - lider Białoruskiej Partii Patriotycznej Mikałaj Ułachowicz z 1,67 proc. głosów.
Fałszerstwo?
Szef Białoruskiej Partii Socjaldemokratycznej (Narodna Hramada) Mikoła Statkiewicz, lider ruchu "O państwowość i niepodległość Białorusi" Uładzimir Niaklajeu (obaj kandydowali w wyborach 2010 r.) i szef Zjednoczonej Partii Obywatelskiej Anatol Labiedźka powiedzieli na konferencji prasowej w Mińsku, że nie uznają wyników wyborów.
- Nie uważamy odegranego przez reżim białoruski spektaklu wyborczego za wybory i nie uznajemy tych wyborów - powiedział Niaklajeu. Według niego jest wiele powodów takiej decyzji. - To nie tylko dane niezależnych obserwatorów, ale także to, że władze dopuściły się fałszerstwa. Reżim nigdy jeszcze tak usilnie nie zaganiał ludzi do punktów wyborczych, gdzie na podstawie doświadczenia z poprzednich kampanii wiemy, że odbywają się stuprocentowe fałszerstwa – oświadczył. Labiedźka dodał, że ważne jest także, by nie dopuścić do legitymizacji Łukaszenki na arenie międzynarodowej.
Władza w ręce narodu?
Statkiewicz oznajmił, że zainicjowano nową kampanię, która będzie przybierać różne firmy, w tym akcji ulicznych. Jej celem jest przywrócenie władzy narodowi. Zapowiedział, że liderzy opozycji wezwą także inne partie polityczne, ruchy i obywateli do przyłączenia się do niej. Dodał, że następna akcja uliczna odbędzie się pod koniec listopada „jako upamiętnienie czarnej daty białoruskiej historii – przewrotu konstytucyjnego: referendum 1996 r.” W referendum tym poszerzono uprawnienia prezydenta. - Jeśli władze nie pójdą na ustępstwa wobec narodu i nie zostaną wprowadzone rzeczywiste poprawki do prawa wyborczego, które sprawią, że udział w wyborach będzie miał sens, białoruskiemu społeczeństwu pozostanie tylko jeden środek przywrócenia władzy. Niestety nie będzie on już związany z wyborami. Jeśli Łukaszenka nie zgodzi się na reformy, to białoruski naród weźmie sobie władzę siłą - oznajmił.
Protest
Po zakończeniu wyborów prezydenckich kilkaset osób przeszło w niedzielę wieczorem ulicami Mińska z placu Październikowego do placu Niepodległości, gdzie znajduje się siedziba rządu. Manifestanci, przy wtórze okrzyków „Niech żyje Białoruś”, nieśli transparenty z napisem „Łukaszenka, odejdź!” i „Bojkot dyktatury”. Po dojściu do placu Niepodległości odmówili modlitwę przy kościele śś. Szymona i Heleny i rozeszli się.
Autor: msz/ja / Źródło: PAP