Australijskie służby opublikowały wstępny raport z dochodzenia w sprawie katastrofy samolotu, do której doszło 31 grudnia. Mały wodnosamolot rozbił się chwilę po starcie. Zginęły wszystkie osoby znajdujące się na pokładzie: bogaty brytyjski biznesmen Richard Cousins, czworo członków jego rodziny i pilot. Śledczy ustalili, że chwilę wcześniej maszyna leciała niecodziennym kursem.
Australijskie Biuro Bezpieczeństwo Transportu opublikowało w tej sprawie wstępny raport, podsumowujący zebrane w pierwszej fazie śledztwa informacje. Katastrofa nadal pozostaje zagadką, bo wykluczono cały szereg najprostszych przyczyn.
Nie znaleziono żadnych problemów
Analiza wydobytego wraku wykazała, że - zgodnie z tym, co mówili wcześniej świadkowie - samolot uderzył w wodę z dużą prędkością, pod dużym kątem i w ostrym przechyle na prawe skrzydło. Nie znaleziono jednak żadnych uszkodzeń wskazujących na zderzenie z ptakiem czy obiektem, które mogłoby doprowadzić do wypadku. Nie znaleziono też uszkodzeń systemu sterowania i silnika. Przebadano paliwo, które okazało się dobre. Samolot był na tyle mały, że nie było wymogu instalowania w nim żadnych rejestratorów (czarnych skrzynek). Nie znaleziono też żadnych niestandardowych kamerek, które mogłyby rzucić światło na to, co działo się przed wypadkiem. Wiadomo, że pilot miał wszystkie konieczne uprawnienia i zaświadczenia zdrowotne. Był bardzo doświadczony. Wylatał dziesięć tysięcy godzin, z czego dziewięć tysięcy za sterami de Havilland Canada DHC-2 Beaver, w którym ostatecznie zginął. Samolot nie był najnowszy, bo zbudowano go w 1964 roku w Kanadzie. Już raz uległ wypadkowi, kiedy w 1996 roku rozbił się, gdy służył jako maszyna rolnicza. Zginął wówczas pilot. Uszkodzona maszyna, która miała wówczas normalne podwozie kołowe, została później odbudowana jako wodnopłat. Miała niezbędne certyfikaty, przeszła badania i na dodatek w 2017 roku dostała nowy silnik.
Tonął wolno, ale nie udało się nikogo uratować
Biorąc to wszystko pod uwagę, śledczy nie potrafią wyjaśnić, co wydarzyło się 31 grudnia 2017 roku na rzece Hawkesbury. Według świadków maszyna wystartowała normalnie. Nikt nie słyszał nietypowej pracy silnika. Wszystko wyglądało standardowo. Mimo to krótko po starcie maszyna zboczyła ze swojego tradycyjnego kursu (służyła często jako latająca taksówka, transportując podróżnych do popularnych miejsc w okolicach Sydney) i po przeleceniu około kilometra ostro skręciła w prawo. Przechylając się coraz mocniej, weszła w nurkowanie i z wysokości około stu metrów pod ostrym kątem wleciała w wodę. W wyniku uderzenia w wodę przód samolotu został zmiażdżony, oderwały się skrzydła i pływaki. Wrak odwrócił się do góry dnem i zaczął stosunkowo wolno tonąć. Pogrążył się pod wodą po około dziesięciu minutach. Wielu świadków ruszyło na pomoc i próbowało wydostać z wraku ludzi, ale bez powodzenia.
Autor: mk//kg / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: ATSB