|

Wolność słowa w USA? "To rusyfikacja amerykańskiego życia obywatelskiego"

Donald Trump
Donald Trump
Źródło: Joshua Sukoff / Shutterstock.com
Nigdy - przynajmniej za mojego życia - nie byliśmy świadkami tego, co obserwujemy dzisiaj, a więc próby przejęcia politycznej kontroli nad swobodą wypowiedzi, nad podejmowanymi tematami czy budowanymi narracjami. To jest anatema najbardziej fundamentalnych podstaw amerykańskiej demokracji - ocenia w rozmowie z TVN24+ wybitny amerykański dziennikarz śledczy, pisarz i filmowiec David France.Artykuł dostępny w subskrypcji

"Kongres nie ustanowi ustaw wprowadzających religię lub zabraniających swobodnego wykonywania praktyk religijnych; ani ustaw ograniczających wolność słowa lub prasy, lub naruszających prawo do pokojowych zgromadzeń i wnoszenia do rządu petycji o naprawę krzywd" - brzmi pierwsza poprawka do Konstytucji Stanów Zjednoczonych, uchwalona jako jedna z dziesięciu poprawek zapisanych w Bill of Rigths - Karcie Praw Stanów Zjednoczonych z 1791 roku. Bill of Rigths uznawana jest w USA za fundament swobód i wolności obywatelskich. 

Decyzją Zgromadzenia Ogólnego ONZ w 1993 roku ustanowiony został Światowy Dzień Wolności Prasy, który obchodzony jest 3 maja. W tym czasie co roku organizacja Reporterzy Bez Granic publikuje raport znany jako Światowy Indeks Wolności Prasy. W tegorocznym wydaniu, obejmującym 180 państw, po raz pierwszy w historii Reporterzy bez Granic sklasyfikowali globalną sytuację wolności prasy jako "trudną". Średni wynik w rankingu spadł poniżej 55 punktów. Polska poprawiła swoją pozycję o 16 miejsc, USA - spadły o dwie pozycje (z 55. na 57.).

W ubiegłorocznym raporcie zwrócono uwagę, że USA przygotowywały się do wyborów w 2024 roku w atmosferze "rosnącej nieufności wobec mediów, która przynajmniej częściowo podsycana jest przez otwarcie antagonistycznie nastawionych polityków, wzywających do zamykania dziennikarzy w więzieniu".

W kilku głośnych przypadkach, lokalne organy ścigania prowadziły mrożące krew w żyłach działania, w tym naloty na redakcje informacyjne oraz zatrzymania dziennikarzy

- czytamy w ubiegłorocznym raporcie.

- Wolność prasy atakowana jest na sposoby, jakich od pokoleń w Stanach Zjednoczonych nie widziano - komentuje w rozmowie z TVN24+ wybitny amerykański dziennikarz śledczy, pisarz i filmowiec David France.

France w swojej ponad 40-letniej karierze współpracował z takimi redakcjami, jak: "Newsweek", "New York Magazine", "New Yorker", "New York Times Magazine" czy "GQ". Uznanie przyniosły mu przede wszystkim materiały śledcze dotyczące osób LGBTQ+. 

Jako reżyser debiutował w 2012 roku, tworząc wybitny pełnometrażowy dokument "Jak przetrwać zarazę". Film zdobył nominację do Grand Jury Prize w Konkursie Dokumentalnym Festiwalu Filmowego Sundance, dwie nominacje do nagród Emmy oraz nominację do Oscara w kategorii najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny. Nagrodzony został m.in. nagrodą Gotham.

ZARAZA
"Jak przetrwać zarazę" reż. David France
Źródło: Millennium Docs Against Gravity

W 2020 roku w Konkursie Dokumentalnym Sundance pokazał premierowo jeden z najważniejszych filmów dokumentalnych XXI wieku - "Witamy w Czeczenii". France przygląda się w nim pracy aktywistów ratujących życie osobom LGBTQ+, które przetrwały tortury, będące częścią antygejowskiego pogromu w Czeczenii, który trwa tam od 2017 roku. Część zdjęć nakręcono ukrytymi kamerami, stworzono je z ukrycia za pomocą smartfonów czy kamer GoPro. Aby chronić tożsamość występujących w filmie osób, wykorzystano technologię deepfake, zmieniając twarze i głosy osób filmowanych. Tym samym - jak zgodnie przekonują krytycy i teoretycy filmu - France "wprowadził" deepfake do kinematografii. "Witamy w Czeczenii" był pierwszym w historii filmem dokumentalnym, który znalazł się na krótkiej liście tytułów z szansą na nominację do Oscara za najlepsze efekty specjalne.

Jego najnowszy film to "Uwolnić Leonarda Peltiera". I o nim, i o stanie wolności słowa w USA rozmawiamy z dziennikarzem. David France będzie też gościem warszawskiej odsłony 22. Festiwalu Filmowego Millennium Docs Against Gravity, który ruszy 9 maja. 

David France
David France
Źródło: Millennium Docs Against Gravity

Tomasz-Marcin Wrona: Karierę rozpoczął pan jako dziennikarz na początku lat 80., pracując przez kolejne dekady w najróżniejszych redakcjach. Jak na podstawie tych wszystkich doświadczeń ocenia pan stan wolności prasy w Stanach Zjednoczonych?  

David France: To bardzo szerokie zagadnienie i jeszcze za wcześnie, aby stawiać jednoznaczną odpowiedź. Jednocześnie wolność prasy atakowana jest na sposoby, jakich od pokoleń w Stanach Zjednoczonych nie widziano. Obecna administracja jest przekonana, że jest w stanie kontrolować prasę oraz narracje Białego Domu.

Obserwowaliśmy podobne procesy w innych państwach. Sądzę, że Biały Dom korzysta z przykładów z tych krajów, a konkretnie z Rosji, kształtując własną politykę wobec mediów. Robi to nie tylko wobec konkretnych tytułów, ale również wobec pojedynczych osób. W ciągu ostatnich tygodni amerykańskie władze nie wpuszczały bądź wydalały z kraju osoby tylko na podstawie wymienianych na komunikatorach wiadomości ze znajomymi czy przyjaciółmi. Okazuje się, że samo wyrażanie opinii wystarczy, aby w ocenie amerykańskich władz czyjaś obecność w Stanach Zjednoczonych stała się niepożądaną, nawet w charakterze turysty.  

Czy przejęcie kontroli nad narracjami medialnymi jest możliwe?  

Obecna administracja bardzo mocno stara się tego dokonać i robi to na wiele sposobów. Jednym z nich - i to wydaje się na ten moment bardzo efektywne - są indywidualne pozwy składane przez Donalda Trumpa przeciw poszczególnym największym organizacjom medialnym w Stanach. Dotychczas dwie sprawy zakończyły się ugodami. Oznacza to, że media musiały zapłacić Trumpowi za - sam nie wiem - jego zgodę na to, aby te media mogły funkcjonować w jakiś wyważony sposób.

Czytaj także: