Mateusz Lachowski: Borodzianka po prostu nie istnieje, miny są wszędzie nawet pod ciałami

Źródło:
TVN24
Relacja Mateusza Lachowskiego z podkijowskiej Borodianki. "Miny są wszędzie"
Relacja Mateusza Lachowskiego z podkijowskiej Borodianki. "Miny są wszędzie"
TVN24
Relacja Mateusza Lachowskiego z podkijowskiej Borodianki. "Miny są wszędzie"TVN24

Borodzianka po prostu nie istnieje. Całe centrum zostało zbombardowane przez Rosjan. Ludzie, którzy siedzieli nawet w piwnicach, zginęli na miejscu, przykryci gruzami - relacjonował w rozmowie z TVN24 dokumentalista i wolontariusz Mateusz Lachowski, który przebywa obecnie pod Kijowem. Jak mówił, Rosjanie wycofując się, zostawiali "pułapki". - Widziałem dwie czy trzy atrapy ciał, które były minami. Zostawiają miny także pod ciałami, nawet swoich żołnierzy - dodał.

Mateusz Lachowski powiedział w rozmowie z TVN24, że Bucza to nie jest jedyny przykład rosyjskiego bestialstwa na wyzwolonych terenach wokół ukraińskiej stolicy.

- Wczoraj byłem w Borodziance. Borodzianka po prostu nie istnieje. Tam co drugi czy trzeci dom jest zniszczony - mówił Lachowski. Jak dodał, pod gruzami jednego z bloków w centrum miasta, który został ostrzelany przez rosyjskie lotnictwo, leży kilkadziesiąt ciał. - Gdybyśmy się zastanawiali, dlaczego Ukraińcom tak bardzo zależało na tym, żeby zamknąć niebo, to właśnie dlatego. Całe centrum zostało zbombardowane przez Rosjan. Ludzie, którzy siedzieli nawet w piwnicach, zginęli na miejscu wszyscy, przykryci gruzami - relacjonował.

Rozmówca TVN24 powiedział, że w Borodziance mieli stacjonować m.in. kadyrowcy, czeczeńskie oddziały słynące ze szczególnej brutalności. - Z tego, co mi mówiono, dochodziło do strasznych zbrodni. Są groby przy blokach, na których są plakietki "Miał 40 lat, nie byliśmy w stanie rozpoznać, kim był". Bo tak był zmasakrowany - mówił dokumentalista.

Borodzianka, Ukraina (05.03.2022)Mateusz Lachowski

"Miny są wszędzie"

Lachowski opowiadał, że podkijowskie miejscowości, z których wycofały się wojska rosyjskie, są bardzo gęsto zaminowane.

- Miny są wszędzie. Ja, żeby dostać się do Borodzianki, musiałem jechać objazdem 30 kilometrów przez las - relacjonował. Jak dodał, jedyny most, łączący miasto z Kijowem, został wysadzony przez Rosjan, którzy dodatkowo go zaminowali. - Tych min jest bardzo dużo. Widziałem dwie czy trzy atrapy ciał, które były minami. Zostawiają miny także pod ciałami, nawet pod ciałami swoich żołnierzy - mówił Lachowski.

Przekonywał, że "Bucza to jest naprawdę wierzchołek góry lodowej". - Wracając z Borodzianki, pojechaliśmy przez Makarów. Tam jest takie miasteczko Andriejewka, gdzie podobno byli kadyrowcy. Tam naprawdę przez 20-30 kilometrów nie było człowieka na ulicy, a domy były zniszczone, może nie wszystkie, 90 procent. Niektóre z tych domów były zrównane z ziemią - opisywał dokumentalista.

Borodzianka, Ukraina (05.03.2022)Mateusz Lachowski

Lachowski: wyjście na ulice oznaczało śmierć

Lachowski rozmawiał z mieszkańcami Borodzianki, którzy opowiadali mu o życiu pod rosyjską okupacją i strachu, który towarzyszył im każdego dnia.

- Kobieta z Borodzianki mówiła mi, że jak raz wyszła na ulicę, to zaczęli strzelać jej pod nogi i powiedzieli: jak wyjdziesz, to zginiesz - relacjonował.

Opowiadał, że w całym mieście, na budynkach, ruinach i znakach drogowych widnieją litery "V" - symbol rosyjskiej armii, którym Rosjanie znakowali swoje pojazdy. - Są też napisy "nie zbliżać się, bo zginiesz" - dodał.

Autorka/Autor:momo/kab

Źródło: TVN24

Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Lachowski