Burmistrz włoskiej wyspy Lampedusa Salvatore Martello zaapelował o zamknięcie tamtejszego ośrodka rejestracji i pobytu dla migrantów. Jak mówi, nękają oni mieszkańców i turystów. - Zostaliśmy pozostawieni sami sobie - stwierdził.
- Groźby, molestowanie, kradzieże. Lampedusa jest na skraju zapaści - oświadczył Martello w opublikowanej w sobotę rozmowie z włoską agencją prasową ANSA.
"Proszę o zamknięcie"
Podkreślił, że siły bezpieczeństwa na wyspie są bardzo liczne, a mimo to "w ośrodku jest 180 Tunezyjczyków, z których wielu udaje się spokojnie unikać kontroli. Biwakują i żyją na ulicach".
- Proszę o zamknięcie tej niepotrzebnej struktury, która niczemu nie służy - zaapelował burmistrz.
Martello opisał następnie panującą w miasteczku sytuację. - Bary są pełne Tunezyjczyków, którzy upijają się i molestują kobiety. Dostaję dziesiątki wiadomości od przestraszonych turystów, hotelarzy, sklepikarzy, restauratorów, którzy codziennie zmagają się z problemami i już nie wytrzymują - relacjonował.
"Muszą trafić do więzienia"
- Choć ośrodek jest pilnowany przez policję, karabinierów i Gwardię Finansową, Tunezyjczycy wchodzą i wychodzą z niego, kiedy chcą. Nie ma współpracy między instytucjami. Jest za to poważny problem porządku publicznego. Proszę o bezpośrednią interwencję ministra spraw wewnętrznych - oświadczył burmistrz wyspy, która od lat jest symbolem kryzysu migracyjnego w Europie.
Martello poinformował, że na Lampedusie dochodzi do kradzieży wina, żywności i ubrań w sklepach. Jego zdaniem nie można zapanować nad tą sytuacją, a sprawcy tych czynów to "przestępcy, którzy muszą trafić do więzienia".
"Wszystko się zmieni"
Burmistrz Martello rządzi Lampedusą od czerwca. W latach 90. pełnił ten urząd przez dwie kadencje. Podobnie jak jego poprzedniczka Giusi Nicolini, wielokrotnie nagradzana we Włoszech i za granicą za gościnność i otwarcie wobec migrantów, wywodzi się z centrolewicy.
Po wygranej w wyborach zapowiedział, że wyspa nadal będzie gościnna, ale jednocześnie podkreślił, że wszystko się zmieni.
Autor: tmw / Źródło: PAP