Władze odetną wodę opozycji


Władze Tajlandii zaczną w środę o północy ograniczać dostawy wody, żywności i prądu do okupowanego przez opozycjonistów centrum Bangkoku. Nadzwyczajne środki mają doprowadzić do zakończenia antyrządowych manifestacji.

 
Na fot. jeden z demonstrantów myjący się na ulicy Bangkoku (PAP/EPA) 

Wojsko nie wyklucza też użycia siły przeciwko opozycjonistom protestującym już od dwóch miesięcy.

Płk Sansern Kaewkamnerd powiedział, że siły bezpieczeństwa nie zostaną skierowane do okupowanego centrum handlowego Bangkoku, lecz władze - jak to określił - "uszczelnią obszar w 100 procentach" przy użyciu innych metod. Jak sprecyzował, nowe środki przeciw demonstrantom zaczną być wprowadzane o północy i w ich wyniku najpewniej ucierpią ludzie mieszkający w pobliżu strefy protestu.

Grożą użyciem siły

Rzecznik armii ostrzegł, że jeśli odcięcie manifestantów od dostaw wody, żywności i prądu nie zakończy protestu, to "wojsko będzie zmuszone w pełni zaprowadzić porządek, co może się wiązać z użyciem siły".

Opozycja się nie boi

Ostrzeżenie spotkało się z natychmiastową ripostą demonstrujących. - Jakich nie podjęlibyście środków, nie boimy się - oświadczył przywódca Zjednoczonego Frontu na rzecz Demokracji i przeciwko Dyktaturze, Weng Tojirakarn.

W poniedziałek manifestanci powiadomili o zaakceptowaniu zaproponowanego przez władze terminu rozwiązania parlamentu i przeprowadzeniu przedterminowych wyborów 14 listopada. Nie wiadomo jednak, czy zakończą protest, bo wysuwają nowe żądanie. Chcą, by wicepremier Suthep Thaugsuban złożył urząd i poniósł odpowiedzialność za akty przemocy, do których doszło w ciągu dwumiesięcznych protestów. W starciach między wojskiem a demonstrantami zginęło łącznie 27 osób, a około tysiąca zostało rannych.

Większość z demonstrantów to mieszkańcy wsi, zwolennicy obalonego w 2006 premiera Thaksina Shinawatry, który próbował wprowadzić pewne reformy na rzecz uboższych warstw ludności.

Źródło: PAP, tvn24.pl