Kardynał Rangunu publicznie prosił Franciszka o to, by w trakcie pobytu w Birmie nie odnosił się wprost do kwestii Rohindżów. Wszyscy byli przerażeni, że papież może się otwarcie opowiedzieć za prześladowanymi muzułmanami. Buddyjscy radykałowie szykowali się już, by w takim przypadku powiązać Rohindżów z chrześcijanami - mówi o pierwszej w historii papieskiej wizycie w Birmie dr Michał Lubina, ekspert z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Czterodniowa wizyta Franciszka w Birmie zakończyła się w czwartek, w jej trakcie papież spotkał się między innymi z birmańską przywódczynią Aung San Suu Kyi a także głównodowodzącym birmańskiej armii generałem Min Aung Hlaingiem.
Była to pierwsza w historii wizyta głowy Kościoła katolickiego w zdominowanym przez buddystów państwie, w którym żyje jednak także znacząca mniejszość chrześcijańska.
500 lat chrześcijan w Birmie
Wizyta Franciszka przykuwała jednak uwagę głównie dlatego, że doszło do niej w trakcie poważnego kryzysu humanitarnego w birmańskim stanie Rakhine.
W ciągu kilku ostatnich miesięcy uciekło z niego do Bangladeszu około 620 tysięcy muzułmanów Rohindża, a międzynarodowe organizacje praw człowieka oskarżają birmańską armię o prześladowania i zbrodnie na tej mniejszości.
- Wizyta papieża Franciszka w Birmie była ustalona dużo wcześniej, jeszcze zanim wybuchł ostatni kryzys związany z ludnością Rohindża - podkreśla dr Michał Lubina z Uniwersytetu Jagiellońskiego, autor jedynej w Polsce biografii Aung San Suu Kyi pt. "Pani Birmy".
- Oficjalnie okazją była okrągła 500. rocznica chrześcijaństwa w Birmie, ale w rzeczywistości doprowadziło do niej raczej nawiązanie pełnych stosunków dyplomatycznych z Watykanem, które nastąpiło w maju - zauważył. Jak podkreślił, do Watykanu udała się wówczas z wizytą birmańska przywódczyni i bez wątpienia zaprosiła papieża do odwiedzenia Birmy.
Przemilczeć Rohindżów
Jak mówi dr Lubina, w Birmie żyje obecnie, według różnych szacunków, od 700 tysięcy do 2 milionów chrześcijan. Ich wyznawcy należą przede wszystkim do kilku ważnych mniejszości etnicznych, między innymi Kaczinów, Czinów i Karenów. To przede wszystkim dla nich znaczenie ma wizyta papieża.
- Chrześcijaństwo w Birmie jeszcze w latach 90. XX wieku było prześladowane - zaznacza.
- Teraz są oni tolerowani w Birmie, lojalni wobec władz i nie nawracają innych na swoją religię - dodaje, zwracając uwagę, jak tłumnie chrześcijanie ci, zamieszkujący przeważnie peryferia kraju, zjechali do Rangunu na spotkanie z papieżem.
Choć wizytę Franciszka zaplanowano dużo wcześniej, śledzono ją przede wszystkim w związku z wybuchem kryzysu w Rakhine.
- Pytanie brzmiało, czy papież opowie się za prześladowanymi muzułmanami. Kilka miesięcy temu już wprost to zrobił - podkreśla ekspert.
- Teraz jednak wszyscy w Birmie byli przerażeni. Kardynał Rangunu Charles Maung Bo publicznie prosił Franciszka o to, by nie odnosił się w trakcie wizyty wprost do kwestii Rohindżów - zaznacza dr Lubina.
Papież ostatecznie w oficjalnych wystąpieniach nie wspomniał wprost o Rohindżach, ograniczając się do podkreślania znaczenia procesu pokojowego i współistnienia różnych grup etnicznych i wyznaniowych.
Zdaniem eksperta w przeciwnym razie słowa papieża wcale nie musiałyby pomóc Rohindżom, a mogłyby zaszkodzić birmańskim chrześcijanom.
- Buddyjscy radykałowie w Birmie szykowali się już, aby w takim przypadku powiązać chrześcijan z muzułmanami - powiedział.
Pokaz siły generała
Uwagę mediów przykuło również spotkanie papieża Franciszka z generałem Min Aung Hlaingiem, głównodowodzącym birmańskiej armii. Spotkanie to zaplanowane było pierwotnie na czwartek, czyli czwarty dzień wizyty papieża, ostatecznie odbyło się jednak już poniedziałek, zaledwie kilka godzin po przybyciu papieża do Rangunu.
Zdaniem dr. Lubiny zmiana terminu spotkania mogła nie być przypadkowa.
- To była manifestacja generała, który chciał pokazać, że to on jest najważniejszy - powiedział. Zwrócił przy tym uwagę, że spotkanie, które odbyło się w siedzibie arcybiskupa Rangunu, trwało zaledwie 15 minut.
- Biorąc pod uwagę, że nie mieli języka, w którym mogliby rozmawiać bezpośrednio, i musieli korzystać z tłumacza, można przypuszczać, że nie zdążyli przekazać sobie dużo więcej niż pozdrowienia - ocenił.
Ekspert podkreślił, że spotkanie z gen. Hlaingiem miało sens także dla papieża, jeśli zamierzał on w kuluarach mimo wszystko mediować w sprawie Rohindżów. - To właśnie generał Hlaing jest odpowiedzialny za pogromy, które są przeprowadzane - podkreślił.
Zabójstwa, gwałty i eksodus
Ostatecznie papież Franciszek użył nazwy Rohindża w piątek podczas pobytu w Bangladeszu. Doszło do tego podczas jego spotkania z kilkunastoma przedstawicielami tej muzułmańskiej mniejszości, którzy uciekli z Birmy.
Podkreśla się, że papież użył jednak tego słowa nie w publicznym wystąpieniu, lecz w czasie prywatnej rozmowy.
W wyniku operacji birmańskich sił w stanie Rakhine od końca sierpnia z Birmy do Bangladeszu uciekło ponad 620 tysięcy Rohindżów.
Wojsko birmańskie twierdzi, że operacja wojskowa w zamieszkanym przez Rohindżów stanie była konieczna ze względu na bezpieczeństwo narodowe, gdy 25 sierpnia rebelianci z Arakańskiej Armii Zbawienia Rohindżów (ARSA) zaatakowali 30 placówek wojskowych w tym regionie.
ONZ i USA uznały operację wojska za przykład czystki etnicznej. Organizacje broniące praw człowieka oskarżyły birmańskie siły bezpieczeństwa o zabójstwa, tortury, gwałty i podpalenia.
Chociaż Rohindżowie przebywają w Birmie od pokoleń, nie mają obywatelstwa i uważani są za nielegalnych imigrantów z Bangladeszu. Żyją w biedzie, mają ograniczony dostęp do opieki zdrowotnej, rynku pracy, edukacji, są pozbawieni swobody poruszania się.
Autor: mm//kg / Źródło: tvn24.pl, PAP