Dla większości Amerykanów były współpracownik wywiadu USA Edward Snowden, któremu za ujawnienie istnienia programów inwigilacji elektronicznej grozi kara więzienia, jest informatorem, a nie zdrajcą - wynika z badania Uniwersytetu Quinnipiac w Connecticut.
55 proc. Amerykanów uważa Snowdena za informatora (ang. whistleblower), a nie za zdrajcę, jak wyrażali się o nim niektórzy amerykańscy politycy USA. Zdrajcą nazwało go 34 proc. uczestników badania przeprowadzonego między 28 czerwca a 8 lipca przez znany z wysokiej jakości sondaży uniwersytet. Respondenci wyrażali takie opinie niezależnie od poziomu dochodów, wykształcenia, wieku czy płci. Jedynie wśród czarnoskórych respondentów odsetek osób, które nazwały Snowdena zdrajcą, był nieznacznie wyższy (43 proc.) niż tych, którzy uważają go za informatora. W komunikacie prasowym Uniwersytet Quinnipiac wskazuje na znaczną zmianę stanowiska Amerykanów wobec antyterrorystycznych działań prowadzonych przez rząd USA. Podczas gdy w 2010 roku 63 proc. respondentów stwierdziło, że te wysiłki nie idą wystarczająco daleko, by zapewnić bezpieczeństwo kraju, w najnowszym badaniu takie zdanie wyraziło już tylko 40 proc. respondentów. 45 proc. uważa natomiast, że rząd zbytnio ogranicza swobody obywatelskie w swych działaniach antyterrorystycznych. - Ten zdecydowany zwrot w opinii publicznej na temat swobód obywatelskich i antyterrorystycznych działań rządu, a także fakt, że w oczach opinii publicznej Snowden nie jest zdrajcą, tylko raczej informatorem, to reakcja publiczna i najpewniej szok po tym, jak daleko rząd się posunął, próbując zapobiec zamachom terrorystycznym - zwrócił uwagę wiceszef instytutu sondażowego uniwersytetu Peter Brown. Jego zdaniem niezwykłe jest też to, że w kraju tak silnie spolaryzowanym politycznie jak Stany Zjednoczone, praktycznie nie ma znacznych różnic w ocenie Snowdena przez wyborców Partii Demokratycznej i Republikanów. Badanie wskazuje również, że Amerykanie nie zajmują jednoznacznego stanowiska wobec ujawnionych przez Snowdena programów inwigilacji elektronicznej prowadzonej na masową skalę przez amerykański wywiad. Podczas gdy 51 proc. popiera program zbierania danych o rozmowach telefonicznych, a 54 proc. uważa nawet, że ten program "jest niezbędny, by zapewnić bezpieczeństwo Amerykanów", to jednocześnie 53 proc. stwierdziło, że program "zbytnio ingeruje w życie prywatne". To, zdaniem Browna, dowodzi złożoności opinii Amerykanów o antyterrorystycznych wysiłkach rządu. - Postrzegają zagrożenie terroryzmem jako realne i uważają, że należy mu przeciwdziałać, ale mają też poczucie, że cierpi na tym ich prywatność i są z tego powodu niezadowoleni - wyjaśnił ekspert.
Pozytywny bohater?
30-letni Snowden najprawdopodobniej wciąż przebywa na lotnisku w Moskwie i nie wiadomo, czy uniknie kary. Ale ujawnienie przez niego na początku czerwca tajnych dokumentów o istnieniu programów inwigilacji danych telefonicznych i internetowych wywołało debatę w USA o prawie do prywatności i granicach walki z terroryzmem. W prasie liberalnej dominuje krytyka pod adresem rządu w sprawie nadmiernej kontroli obywateli, a nawet oskarżenia o nadużycia władzy. Z dotychczasowych sondaży wynikało jednak, że dla większości Amerykanów ważniejsze od prywatności jest zapobieganie zamachom. W opublikowanym w połowie czerwca sondażu PEW Research Center aż 56 proc. Amerykanów stwierdziło, że akceptuje tajne zezwolenia sądowe, jakie uzyskała Agencja Bezpieczeństwa Narodowego (NSA), by śledzić dane dotyczące rozmów telefonicznych milionów Amerykanów w ramach śledztw antyterrorystycznych. Aż 62 proc. było zdania, że dla rządu federalnego ważniejszym zadaniem jest śledzenie potencjalnych zagrożeń, "nawet jeśli to uderza w prywatność". Dla części Amerykanów Snowden jest jednak pozytywnym bohaterem, gdyż ujawnił negatywne praktyki rządu. W poniedziałek do Sądu Najwyższego wpłynęła petycja grupy obrońców praw prywatności Electronic Privacy Information Center z żądaniem, by NSA przestała gromadzić dane o rozmowach telefonicznych Amerykanów.
Autor: db//gak / Źródło: PAP