Amerykańska Federalna Agencja ds. walki z klęskami żywiołowymi (FEMA - Federal Emergency Management Agency) zainscenizowała konferencję prasową o pożarach w Kalifornii. Nie było na niej żadnego dziennikarza, a pytania zadawali... pracownicy agencji.
Jak ujawniły amerykańskie media, kierownictwo agencji zwołało w ubiegły wtorek konferencję w Waszyngtonie, zawiadamiając o niej dziennikarzy na 15 minut przed rozpoczęciem. Ponieważ żaden nie mógł przybyć w tak krótkim czasie, FEMA zorganizowała naprędce "konferencję", na której na miejscu dziennikarzy posadziła swych pracowników, którzy zadawali pytania swoim własnym szefom. Jeden z nich zapytał na przykład: - Czy jesteście zadowoleni z reakcji personelu agencji w czasie pożarów? Otrzymał na to odpowiedź od wicedyrektora FEMA Harveya Johnsona: Jestem, jak dotąd, bardzo zadowolony.
"Konferencja" trwała 10 minut. Dziennikarzom, którzy nie mogli na nią przybyć, zaproponowano telekonferencję, czyli przysłuchiwanie się rzekomemu briefingowi przez telefon, ale bez możliwości zadawania pytań.
Kiedy sprawa się wydała, ministerstwo ds. bezpieczeństwa krajowego, któremu FEMA podlega, oświadczyło, że "nie jest zadowolone" z pomysłu agencji. W piątek jej kierownictwo przeprosiło dziennikarzy. Biały Dom obiecał, że "sprawa się nie powtórzy".
Agencja antykryzysowa była mocno krytykowana za zaniedbania, nieudolność i spóźnioną reakcję w czasie huraganu Katrina i spowodowanej nim tragicznej w skutkach powodzi w Nowym Orleanie w 2005 r. W czasie pożarów w Kalifornii oceniono jednak, że FEMA spisywała się dobrze, podobnie jak władze stanowe pod kierownictwem gubernatora Arnolda Schawrzeneggera.
Źródło: PAP