Rezerwat motyli w Teksasie, który zaskarżył decyzję byłego prezydenta USA Donalda Trumpa o budowie muru na granicy z Meksykiem, został zmuszony do tymczasowego zamknięcia w związku z narastającymi groźbami pod jego adresem. Zwolennicy teorii spiskowych utrzymują, że władze placówki pomagają w przemycie migrantów na teren Stanów Zjednoczonych.
Narodowe Centrum Motyli, zlokalizowane nad rzeką Rio Grande w Mission w Teksasie, ogłosiło w środę, że w "najbliższej przyszłości" pozostanie zamknięte ze względu na bezpieczeństwo pracowników i odwiedzających. Jak tłumaczono, powodem decyzji są "zakłócenia wynikające z kłamliwych i oszczerczych ataków wymierzanych przez politycznych działaczy".
Władze rezerwatu stały się obiektem ataków zwolenników byłego prezydenta Donalda Trumpa po tym, gdy w 2017 roku zaskarżyły decyzję o budowie muru na granicy z Meksykiem. Centrum argumentowało, że zapora graniczna przedzieli obszar rezerwatu, "skutecznie go niszcząc". Jak podało BBC, park jest domem dla ponad 200 gatunków motyli, ale także dla rysiów, pancerników, kojotów i żółwi. Każdego roku przyciąga ponad 35 tysięcy odwiedzających, w tym około 6 tysięcy dzieci w wieku szkolnym.
Rezerwat motyli na celowniku zwolenników teorii spiskowych
Od tego czasu niektórzy zwolennicy Trumpa, w tym osoby związane z propagującym teorie spiskowe ruchem QAnon, utrzymywali, że Centrum bierze udział w przemycie migrantów do Stanów Zjednoczonych. BBC podkreśliło, że oskarżenia te nie mają potwierdzenia w faktach.
CZYTAJ WIĘCEJ. Q. W imię największego spisku
Decyzję o bezterminowym zawieszeniu działalności wydano kilka dni po tym, jak władze rezerwatu zdecydowały się na trzydniowe zamknięcie placówki, gdy w sąsiednim McAllen odbywał się zjazd środowisk nawołujących do uszczelnienia granicy. Lokalny działacz Partii Republikańskiej ostrzegł wówczas, że w czasie imprezy zorganizowany zostanie konwój - nazywany "pociągiem Trumpa" - który prawdopodobnie zatrzyma się w rezerwacie.
Tydzień przed tym wydarzeniem do Centrum przyjechały dwie kobiety, które domagały się dostępu do strzeżonych obszarów rezerwatu, by mogły zobaczyć "[migrantów-red.], którzy nielegalnie przekroczyli granicę". Doszło wówczas do przepychanki, w której uderzona miała zostać dyrektorka Centrum Marianna Trevino Wright. Jedna z kobiet miała także oskarżyć placówkę o udział w przemycie ludzi w celu wykorzystywania seksualnego nieletnich.
Władze rezerwatu były również atakowane w mediach społecznościowych. Pojawiły się tam teorie, jakby na terenie placówki miał powstać port, do którego przybijają łodzie przemytników ludzi.
Źródło: BBC, Reuters