"Duchy Bachmutu": zabiliśmy już ponad pół tysiąca Rosjan. "Przed snajperem nie możesz się ukryć"

Źródło:
PAP
Szturm ukraińskich żołnierzy pod Bachmutem. Nagranie z drona
Szturm ukraińskich żołnierzy pod Bachmutem. Nagranie z drona 3rd assault brigade / Ukrainian Armed Forces Press
wideo 2/6
Szturm ukraińskich żołnierzy pod Bachmutem. Nagranie z drona 3rd assault brigade / Ukrainian Armed Forces Press

Na obrzeżach Bachmutu w obwodzie donieckim operuje oddział ukraińskich elitarnych snajperów określanych jako "Duchy Bachmutu". Do tej pory, jak twierdzą, zlikwidowali ponad 500 Rosjan. - To nie jest powód do dumy, ale nie zabijamy ludzi, niszczymy wrogów - mówi w rozmowie z BBC dowódca pododdziału, żołnierz o pseudonimie Duch. - Wywieramy presję psychologiczną na wroga, bo polujemy na pojedynczych żołnierzy, niesłyszani, z miejsca, którego nie widać - dodaje.

- Artyleria zawsze wywołuje strach u ludzi, ale przed artylerią możesz się ukryć, przed snajperem nie - mówi "Duch" w położonej na obrzeżach Bachmutu bazie swojego pododdziału, która - jak informuje BBC - znajduje się już w zasięgu rosyjskich dział. - "Duch" to mój pseudonim bojowy, gdy zaczęliśmy siać postrach w Bachmucie, zostaliśmy nazwani "Duchami Bachmutu" - wyjaśnia.

Na pytanie, ilu Rosjan zabili jego żołnierze, odpowiada, że "jest potwierdzona liczba - 524", z której to liczny 76 zastrzelonych rosyjskich żołnierzy przypada jemu. Dodaje, że każde trafienie jest "rejestrowane elektronicznie" przez obserwatorów przy przyrządach celowniczych, a ofiarami snajperów często padają "cele o dużej wartości".

- To nie jest powód do dumy, ale nie zabijamy ludzi, niszczymy wrogów - zaznacza inny z żołnierzy, Kuzia. Mężczyzna przed wojną pracował w fabryce i twierdzi, że nigdy nie lubił broni, ale po rosyjskiej inwazji został zmuszony do tego, by za nią chwycić.

Ukraińscy żołnierze Facebook/General Staff of the Armed Forces of Ukraine

"Jeden strzał, jeden cel"

- Każda misja jest niebezpieczna, kiedy popełnimy błąd, wróg może nas trafić. Oczywiście, że się boję, tylko głupiec by się nie bał - mówi Kuzia, szykując się do nocnej operacji ze swoim obserwatorem Tarasem. Jak relacjonuje BBC, mężczyźni są podwożeni samochodem opancerzonym w pobliże swoich pozycji, szybko wysadzani, po siedmiu godzinach auto po nich wraca.

- Jeden strzał, jeden cel - relacjonuje po powrocie Kuzia, pokazując nagranie z celownika. - To był strzelec rosyjskiego karabinu maszynowego, który atakował ukraińskie pododdziały w pobliżu frontu - dodaje.

-  Nasza praca jest ważna, to mały pododdział, nie wygramy wojny, nie odbijemy nawet Bachmutu, ale wywieramy presję psychologiczną na wroga, bo polujemy na pojedynczych żołnierzy, niesłyszani, z miejsca, którego nie widać - podkreśla "Duch". Zaznacza, że w ciągu pół roku kilku z jego żołnierzy, w tym on sam, zostało rannych, ale żaden z nich nie zginął.

Autorka/Autor:ft//now

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego:  Facebook/General Staff of the Armed Forces of Ukraine

Tagi:
Raporty: