- Wiem tylko, że został wywieziony do Rosji, ale to wcale nie jest jeszcze potwierdzone. O miejscu pobytu Denysa dowiedziałam się z rosyjskich mediów. Struktury państwowe nie potwierdzają mi tego ostatecznie, bo trudno tu cokolwiek potwierdzić. Zdaję sobie sprawę, że Rosja ukryła dowództwo, chowa innych żołnierzy i oficerów i nie ujawnia, gdzie przebywają - powiedziała Kateryna portalowi ukraińskiej telewizji Suspilne.
Relacja tvn24.pl: ATAK ROSJI NA UKRAINĘ
Czerwony Krzyż "w ogóle nie jest zaangażowany"
Kobieta podkreśliła, że informowanie o miejscu pobytu jej męża należy do Czerwonego Krzyża, ale jak dotąd nie otrzymała takiej informacji. Dodała, że Czerwony Krzyż czasem dzwoni do rodzin i informuje o miejscu pobytu ukraińskich jeńców, ale są to rzadkie przypadki. Natomiast - jak wymieniała - nie ma wieści o ich stanie zdrowia, wyżywieniu, warunkach przetrzymywania, czy są torturowane, czy mają opiekę medyczną.
- Jak widzieliśmy na przykładzie tragedii w Ołeniwce, Czerwony Krzyż w ogóle nie jest zaangażowany. Nie wiem, co oni robią i po co istnieją - powiedziała Kateryna Prokopenko.
W obozie w Ołeniwce na terytorium samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL), gdzie byli przetrzymywani między innymi jeńcy z pułku Azow, doszło w nocy z 28 na 29 lipca do wybuchu, za którym według armii ukraińskiej stały wojska rosyjskie. Zdaniem ukraińskiej prokuratury w wyniku eksplozji zginęło co najmniej 40 ukraińskich żołnierzy, a 130 zostało rannych.
"Nie chodzę do psychologa"
Mówiąc o swoim stanie psychicznym Kateryna powiedziała, że "nie zażywa środków uspokajających i nie chodzi do psychologa". - Rzadko coś mi się śni, a jeśli już, to o tym, że ratuję [Denysa - przyp. red.], o tym, że za pomocą jakichś sztuczek "wydobywam" go z Azwostalu, o tym, że w wyniku jakieś specjalnej operacji, udaje mu się wyjechać z Moskwy.
Autorka/Autor: tas//now
Źródło: PAP, suspilne.media