"Uderzył ją w brzuch, żeby się nie poruszała"


- Stawiała opór, bo nie wiedziała, co chcą z nią zrobić. Wtedy wiceszef kolonii uderzył ją pięścią w brzuch, żeby się nie poruszała. Powiedzieli, że to rozkaz - tak córka Julii Tymoszenko, Jewhenija, relacjonuje rzekome pobicie w kolonii karnej i przymusową wizytę byłej premier w szpitalu w Charkowie.

Julia Tymoszenko, która przebywa w kolonii karnej w Charkowie, kilka dni temu powiedziała, że została pobita przez strażników, którzy w nocy z 20 na 21 kwietnia siłą wywieźli ją z więzienia do szpitala.

W piątek ukraińskie media opublikowały zdjęcia byłej premier, na której ciele widać sińce. Tymoszenko odsiaduje wyrok siedmiu lat więzienia za nadużycia przy zawieraniu przez jej rząd niekorzystnych dla Ukrainy umów gazowych z Rosją. Jej zdaniem, wyrok zapadł z powodów politycznych.

Powiedzieli, że to rozkaz, chwycili za koc, na którym leżała, zawinęli ją w ten koc i zaczęli ściągać z łóżka. Zaczęła stawiać opór, bo nie wiedziała, co chcą z nią zrobić. Wtedy wiceszef kolonii uderzył ją pięścią w brzuch, żeby się nie poruszała. Przestała się opierać, ale zaczęła krzyczeć, chociaż nikogo tam nie było. Jewgienia Tymoszenko

W niedzielę wywiadu telewizji RTL udzieliła córka byłej premier, Jewhenija. Opowiada w nim, co powiedziała jej matka podczas widzenia w ubiegłą sobotę.

- Leżała na pryczy, była dość słaba, co jest zrozumiałe biorąc pod uwagę jej głodówkę, która trwa już dziewięć dni (od 20 kwietnia - red.) Stan jej zdrowia nie jest oczywiście tak dobry jak przed 20 kwietnia, gdy została pobita - powiedziała Tymoszenko. Jak dodała, matka opowiedziała jej dokładnie, co się stało.

"Zaczęła się bać"

- Po godzinie 9 wieczorem, gdy w kolonii wyłączono światła, do jej celi weszło trzech strażników. Był z nimi wiceszef kolonii. Wcześniej pytali ją, czy zgadza się iść do szpitala, ale odmówiła, bo niemieccy lekarze jasno stwierdzili, że to nic nie da. Mówili, że opieka zapewniona przez ministerstwo zdrowia Ukrainy nie wystarczy. Ale w kolonii powiedziano jej, że i tak musi iść do szpitala i kazano przygotować się w ciągu 20 minut. Wyprowadzili też z budynku wszystkich ludzi, także jej sąsiadów. Zaczęła się naprawdę bać, bo nie wiedziała, dokąd ją zabiorą, może chcieli jej coś wstrzyknąć, żeby zabrać ją do szpitala albo użyć siły - mówi córka b. premier.

"Kazano jej przygotować się w ciągu  20 minut" (ENEX)
"Kazano jej przygotować się w ciągu 20 minut" (ENEX)ENEX/RTL

"Uderzył ją pięścią w brzuch"

- Otoczyli jej łóżko. Wówczas ostrzegła ich, że zgodnie z prawem nie można siłą zmusić jej do leczenia. Powiedzieli, że to rozkaz, chwycili za koc, na którym leżała, zawinęli ją w ten koc i zaczęli ściągać z łóżka. Zaczęła stawiać opór, bo nie wiedziała, co chcą z nią zrobić. Wtedy wiceszef kolonii uderzył ją pięścią w brzuch, żeby się nie poruszała. Przestała się opierać, ale zaczęła krzyczeć, chociaż nikogo tam nie było. Potem straciła przytomność, odzyskała ją dopiero w szpitalu. Nie chciała z nikim rozmawiać, prosiła tylko o środki przeciwbólowe, bo bardzo bolały ją plecy - mówi Jewhenija Tymoszenko.

"Nie chcę być politykiem, chcę pomóc matce"

Dodała, że stan Tymoszenko pogorszył się po przymusowej wizycie w szpitalu - była premier głównie leży, odczuwa też silniejsze bóle w plecach.

Córka byłej premier pytana o swoją rolę w sprawie Julii Tymoszenko odpowiada, że nie chce być politykiem. - Chcę tylko uwolnienia mojej mamy. Chcę, by ludzie, którzy mogą zmienić Ukrainę na lepsze, wyszli z więzienia. Chcę pomóc matce i powiedzieć światu, że to, co się dzieje, jest niesprawiedliwe - zaznacza córka byłej premier Ukrainy.

Źródło: ENEX