Tydzień po katastrofie malezyjskiego boeinga pojawia się coraz więcej dowodów na to, że samolot został zestrzelony z terenów kontrolowanych przez prorosyjskich separatystów. Ze świadkami na miejscu rozmawiał reporter TVN24 Wojciech Bojanowski.
Boeing 777 linii Malaysia Airlines z 298 osobami na pokładzie został zestrzelony w obwodzie donieckim na wschodzie Ukrainy, na obszarze kontrolowanym przez separatystów. W katastrofie maszyny lecącej z Amsterdamu do Kuala Lumpur zginęli wszyscy pasażerowie i cała załoga. Na miejscu katastrofy reporter TVN24 rozmawiał ze świadkami tragedii. Valentina Goelazewa mieszkanka wsi Rozsypne relacjonowała, co wydarzyło się 17 lipca. - Zaczął się rozpadać i z samolotu zaczęły wypadać ciała - wspominała. Kobieta pokazała reporterowi TVN24 miejsce, gdzie mieszkańcy okolicznych wsi przynoszą kwiaty i zapalają znicze by uczcić pamięć ofiar katastrofy.
Aleksander, świadek katastrofy, powiedział, że fragmenty samolotu spadały na jego dom i przebiły dach. - Musieliśmy ratować swoje życie - wspomina. Świadkowie nie chcą jednak nawet próbować odpowiadać na pytanie: kto stoi za tragedią?
Wojna propagandowa
Miejsce katastrofy samolotu pozostaje niezabezpieczone. Trwa jednak wojna propagandowa. Jedyna akceptowana na miejscu tragedii wersja wydarzeń to zrzucenie winy na ukraińską armię. Jeden z separatystów Jan Tkaczenko "Mewa" powiedział specjalnemu wysłannikowi TVN24, że " ta armia ukraińska, jak widać, zestrzeliwuje samoloty cywilne". Jego zdaniem, Ukraińcy zestrzelili samolot, by "zrobić szum i zrzucić winę na pospolite ruszenie".
Autor: kło/kka / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24