Proces 47 osób oskarżonych o próbę zabójstwa tureckiego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana rozpoczął się w poniedziałek w Mugli, na zachodzie Turcji. Do próby tej miało dojść w hotelu nad Morzem Egejskim podczas nieudanego zamachu stanu z 15 lipca 2016 roku.
Wśród oskarżonych jest 37 byłych wojskowych. Trzy osoby są nadal poszukiwane i będą sądzone zaocznie. Prokuratura domaga się kar dożywocia dla oskarżonych o próbę zabójstwa, obalenia porządku konstytucyjnego i inne przestępstwa przeciwko państwu dokonane podczas próby puczu.
Proces toczy się w budynku przerobionym na sąd, gdyż gmach lokalnego trybunału jest zbyt mały, by odbywały się tam procesy na taką skalę.
"Zostałbym zabity lub pojmany"
Gdy w ub. roku w Turcji doszło do próby przewrotu, prezydent Erdogan przebywał na wakacjach z rodziną w nadmorskim kurorcie Marmaris, w prowincji Mugla. Według szefa państwa komando składające się ze zbuntowanych wojskowych przyleciało tam śmigłowcami i zaatakowało kompleks prezydenckich budynków. Erdogan opuścił hotel tuż przed szturmem. - Gdybym został tam przez kolejne 10-15 minut, zostałbym zabity lub pojmany - mówił Erdogan telewizji CNN kilka dni po tych wydarzeniach.
W strzelaninie, która wybuchła w hotelu, zginęło dwóch policjantów ochraniających prezydenta.
Po nieudanym zamachu stanu tureckie władze przystąpiły do czystek na niespotykaną dotąd skalę w urzędach, wymiarze sprawiedliwości, wojsku, policji, oświacie i mediach. Według oficjalnych danych aresztowano ponad 43 tys. osób.
Kaznodzieja oskarżany o pucz
Władze w Ankarze o zorganizowanie próby puczu oskarżają muzułmańskiego kaznodzieję mieszkającego w USA Fethullaha Gulena. Zwolennicy Gulena mieli przeniknąć do wojska i państwowych instytucji. Gulen potępił nieudany zamach stanu i zaprzecza, jakoby miał z nim cokolwiek wspólnego.
Autor: mm/sk / Źródło: PAP