Trzy błędy ochrony Berlusconiego

Aktualizacja:

- To nie powinno się stać - mówi szef Biura Ochrony Rządu gen. bryg. Marian Janicki. Mowa o brutalnym ataku na Silvio Berlusconiego. Zdarzyć się nie powinno, a jednak włoski premier skończył w szpitalu. Kto zawinił? Specjaliści nie mają wątpliwości: zawiodła ochrona.

Janusz Raczyński z firmy "Securitas" mówi wprost, że przed lecącym w stronę Berlusconiego przedmiotem powinna ustrzec go osoba, która stała tuż przed nim. Nie udało się. Ochroniarz nie mógł jednak zobaczyć szybującej wprost na twarz włoskiego polityka figurki, bo stał do tłumu tyłem.

To pierwszy i podstawowy błąd, jaki popełnili ochroniarze. - Agenci ochrony stają tyłem do tłumu, a nie przodem. Nic nie widzieli - bulwersuje się Jarosław Kaczyński, były zastępca szefa Biura Ochrony Rządu.

Ale to nie jedyna pomyłka osób dbających o bezpieczeństwo Berlusconiego. - Nie można dopuścić do tego, co widzimy na filmie, że tłum otoczył osobę ochranianą - ocenił Kaczyński.

Zdaniem specjalistów, ochrona jeszcze w jednym miejscu dała plamę. Chodzi o fakt, że już po ataku Berlusconi nie trafił od razu do samochodu, tylko jeszcze przez jakiś czas stał przed tłumem.

Pozostaje niesmak

Oprócz gremialnej krytyki, agenci ochrony szefa włoskiego rządu muszą teraz zmierzyć się z własnymi emocjami. O tym co czuje ochroniarz, po takiej nieudanej akcji wyjaśniał były zastępca szefa BOR. - Na pewno niesmak. Bo to jest ochrona przede wszystkim życia - powiedział.

Premier pod ostrzałem

Do ataku na włoskiego premiera Silvio Berlusconiego doszło w niedzielę wieczorem na Piazza Duomo w Mediolanie. 42-letni Massimo Tartaglia rzucił w twarz polityka figurką mediolańskiej katedry. Berlusconi z zakrwawioną twarzą trafił do szpitala, a napastnik - do więzienia. Jak się później okazało, premier ma pękniętą kość nosa, uszkodzone dwa zęby, ranę wargi. Jak poinformował lekarz, Berlusconi stracił pół litra krwi.

Zgodnie z ostatnimi informacjami, jakie napływają z Włoch, Berlusconi opuści szpital w środę koło południa.

Źródło: tvn24