Trump zachęca Rosję do szpiegostwa? Sztab Clinton oburzony

Skandal w tle wyścigu o Biały Dom
Skandal w tle wyścigu o Biały Dom
TVN24 BiS
Trump twierdzi, że "nie ma nic wspólnego z Rosją" TVN24 BiS

Nie ustają echa skandalu, jakie wywołało włamanie hakerów na serwery Krajowego Komitetu Demokratów. Według demokratów za atakiem stoi Rosja, która chce w ten sposób wesprzeć rywalizującego z Hillary Clinton o prezydenturę Donalda Trumpa. Miliarder odciął się w środę od związków z Moskwą, w swoim stylu stwierdził jednak, że "ma nadzieję, że Rosja będzie w stanie znaleźć 30 tys. brakujących maili", wysłanych przez Clinton z prywatnej skrzynki w czasie, gdy pełniła funkcję sekretarz stanu.

Wykradzione demokratom maile opublikował w piątek portal Wikileaks. Dyskusja na temat ich zawartości zbiegła się z początkiem konwencji Partii Demokratycznej, na której Hillary Clinton została formalnie nominowana kandydatką na prezydenta.

Konwencja miała zjednoczyć podzieloną ciężką walką w prawyborach partię, jednak informacje o tym, że działacze formalnie bezstronnego Krajowego Komitetu Demokratów (DNC) w rzeczywistości wspierali byłą sekretarz stanu rozsierdziły zwolenników jej rywala Berniego Sandersa.

Senator z Vermont stanowczo poparł kandydaturę Clinton i zachęcał do tego samego swoich wyborców, jednak początek konwencji był wyjątkowo burzliwy, a jego najbardziej zagorzali fani reagowali buczeniem na każdą wzmiankę o byłej pierwszej damie.

Demokraci oskarżają o włamanie Rosję, a w amerykańskich mediach pojawia się coraz więcej informacji potwierdzających tę hipotezę.

Sama Clinton oświadczyła w środę, że sugestie, iż to Rosja mogła stać za atakiem, wywołują jej zaniepokojenie. We wtorek prezydent Barack Obama powiedział, że jego zdaniem możliwe jest, by Rosja próbowała aktywnie wpływać na wybory w USA, i nie wykluczył, że to Moskwa stoi za włamaniem hakerów. W środę rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow odrzucił oskarżenia o ingerencję w amerykańską kampanię wyborczą.

"Mam nadzieję, że znajdą brakujące maile"

Ujawnienie podziałów w Partii Demokratycznej osłabia Hillary Clinton przed listopadową walką z Donaldem Trumpem i jest bez wątpienia korzystne dla miliardera. Po raz kolejny pojawiły się więc pytania o związki kandydata republikanów z Moskwą. Demokraci otwarcie mówią o tym, że Rosja popiera Trumpa i może usiłować wpłynąć na wynik amerykańskich wyborów.

Miliarder odniósł się do tych zarzutów w czasie konferencji prasowej na Florydzie. Podkreślił, że "nie ma nic wspólnego z Rosją", a sugestie, że to Rosja stała za włamaniem hakerów na serwery DNC nazwał "naciąganymi i bardzo zabawnymi". Jego zdaniem oskarżenia demokratów wobec Moskwy są próbą odwrócenia uwagi od upublicznionych informacji. Zapewnił również, że nigdy nie spotkał się z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem.

W charakterystycznym dla siebie stylu zwrócił się jednak do Rosji i stwierdził, że "ma nadzieję, iż będzie ona w stanie znaleźć 30 tys. brakujących maili" Hillary Clinton.

Za byłą sekretarz stanu ciągnie się skandal związany z używaniem przez nią prywatnej skrzynki mailowej do celów służbowych.

FBI prowadziła przez rok dochodzenie, czy używanie przez Clinton prywatnej skrzynki i serwera do celów służbowych w czasie, gdy była szefową amerykańskiej dyplomacji naraziło na szwank tajemnice państwowe. Clinton przyznała w kampanii, że to, co robiła, było błędem i za niego przeprosiła, ale powiedziała, że nigdy nie wysłała ani nie otrzymała na prywatny adres maili oznaczonych jako tajne lub poufne. Podkreślała też, że nie złamała prawa. Jednak później wewnętrzne rządowe dochodzenie ujawniło, że wiele wysłanych przez nią maili zawierało poufne informacje. Z ogólnej liczby 30 tys. maili, jakie Clinton przekazała w następstwie skandalu do dyspozycji Departamentu Stanu, około dwóch tysięcy zaklasyfikowano po fakcie jako poufne, 65 jako tajne, a 22 jako ściśle tajne. Opublikowany w maju niezależny wewnętrzny audyt Departamentu Stanu USA wykazał, że Clinton naruszyła zasady, używając w celach służbowych prywatnej skrzynki mailowej i prywatnego serwera, gdy była szefową dyplomacji amerykańskiej.

Dochodzenie w tej sprawie zostało oficjalnie zamknięte, a Clinton nie zostały postawione żadne zarzuty. Skandal wciąż jest jednak chętnie wykorzystywany przez obóz Trumpa.

- To pierwszy raz w historii, kiedy kandydat na prezydenta zachęca obce państwo do szpiegostwa przeciwko politycznemu przeciwnikowi - skomentował środową wypowiedź Trumpa Jake Sullivan, doradca Clonton ds. spraw zagranicznych. - To już przestała być kwestia polityki, ta sprawa dotyczy bezpieczeństwa wewnętrznego - dodał.

Autor: kg/ja / Źródło: New York Times, PAP, tvn24.pl

Raporty: