Prezydent Donald Trump najprawdopodobniej odroczy o kolejne 6-miesięcy realizację ustawy o przeniesieniu ambasady USA do Jerozolimy, podobnie jak jego poprzednicy - poinformowała w środę agencja Reutera. Decyzja w tej sprawie musi zapaść w tym tygodniu.
Ustawa o Ambasadzie w Jerozolimie (The Jerusalem Embassy Act) została przyjęta przez Kongres USA w październiku 1995. Zobowiązywała ona rząd Stanów Zjednoczonych do przeniesienia ambasady amerykańskiej z Tel Awiwu do Jerozolimy najpóźniej do 1999 roku, uznając tę ostatnią za "niepodzielną i jedyną stolicę Izraela".
W związku z obawami, że wcielenie w życie zapisów ustawy mogłoby zagrozić procesowi pokojowemu na Bliskim Wschodzie, kolejni gospodarze Białego Domu podpisywali rozporządzenia o czasowym odroczeniu jej realizacji. A ponieważ termin poprzedniego odroczenia właśnie mija, prezydent Trump musi podjąć odpowiednią decyzję jeszcze w tym tygodniu - pisze w komentarzu agencja Reutera.
Miasto łączy i dzieli
Donald Trump, który w trakcie kampanii wyborczej, a także podczas swego spotkania z premierem Benjaminem Netanjahu w lutym, zapowiadał przeniesienie ambasady Stanów Zjednoczonych do Jerozolimy, jeszcze nie ujawnił, jaka będzie jego ostateczna decyzja - zastrzega Reuters. Niemniej, jego bezpośredni współpracownicy zasugerowali środę w rozmowie z dziennikarzami agencji, że Trump najprawdopodobniej postąpi tak, jak jego poprzednicy.
Ambasada USA znajduje się w Tel Awiwie jak większość zagranicznych placówek dyplomatycznych. Izrael nazywa Jerozolimę swą stolicą, lecz Palestyńczycy też roszczą sobie do niej prawo. Podkreślają, że zaanektowana przez Izrael Jerozolima Wschodnia ma być stolicą ich niepodległego państwa.
Niezależnie od tego, jaka będzie ostateczna decyzja Trumpa, nie pozostanie ona bez wpływu na rozmowy pokojowe przybliżające "ostateczne porozumienie" pomiędzy Izraelczykami i Palestyńczykami, do podjęcia których zachęcał Trump podczas swej niedawnej wizyty na Bliskim Wschodzie.
Po rozmowach z premierem Izraela Benjaminem Netanjahu w Jerozolimie 22 maja i z palestyńskim prezydentem Mahmudem Abbasem w Betlejem na okupowanym Zachodnim Brzegu Jordanu 23 maja Trump stwierdził, że obie strony konfliktu bliskowschodniego pragną pokoju. Oświadczył również, że on sam jest "osobiście zdecydowany pomóc w osiągnięciu porozumienia".
Trump unikał trudnych spraw
Agencje przypominają, że w trakcie trwającego mniej niż 30 godzin pobytu w Izraelu i na Zachodnim Brzegu Jordanu Trump nie wspomniał o rozwiązaniu dwupaństwowym, które zakłada utworzenie niepodległego państwa palestyńskiego istniejącego obok Izraela. Takie rozwiązanie jest punktem odniesienia dla znacznej części wspólnoty międzynarodowej, niemniej już w przeszłości Trump dystansował się od niego.
W wypowiedziach publicznych podczas wizyty nie poruszył także tak konkretnych kwestii jak osiedla żydowskie, granice albo status Jerozolimy. Ale nie wrócił do swej kontrowersyjnej zapowiedzi z kampanii wyborczej o przeniesieniu amerykańskiej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy, co oznaczałoby de facto uznanie jej za stolicę państwa żydowskiego, podczas gdy Palestyńczycy chcą, by Jerozolima Wschodnia ze Starym Miastem była ich stolicą.
Trump w ogólny sposób wypowiadał się o konflikcie izraelsko-palestyńskim, zapewniając, że chce zrobić wszystko, co w jego mocy, by pomóc obu stronom osiągnąć pokój.
Czekając na porozumienie
Ostatnie rozmowy między Izraelczykami a Palestyńczykami, w których mediatorem był ówczesny sekretarz stanu USA John Kerry, załamały się w kwietniu 2014 roku po rocznych, z reguły bezowocnych, dyskusjach.
Premier Izraela Netanjahu musi szukać porozumienia z prawicowymi siłami w swej koalicji, które sprzeciwiają się wszelkim posunięciom zmierzającym do rozwiązania polegającego na istnieniu dwóch państw. A z kolei partia Abbasa, Fatah, jest skłócona z rządzącym w Strefie Gazy radykalnym islamskim Hamasem, co wyklucza jednomyślne stanowisko palestyńskie w sprawie pokoju.
Autor: mm//now / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock