Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump napisał w piątek rano na Twitterze, że byłoby lepiej dla byłego już szefa FBI Jamesa Comeya, gdyby nie było taśm z nagraniami ich rozmów. Jak komentują agencje i prasa w USA, tweet prezydenta wydaje się być ostrzeżeniem dla byłego szefa FBI, którego Trump zwolnił niespodziewanie we wtorek.
Tweet prezydenta przywodzi też na myśl decyzję prezydenta Richarda Nixona, który w Białym Domu w tajemnicy nagrywał spotkania i rozmowy telefoniczne oraz zwolnił prokuratora specjalnego badającego wysunięte przeciw niemu zarzuty.
Dzień wcześniej Trump powiedział, że Comey zapewnił go, iż szef państwa nie jest objęty śledztwem dotyczącym powiązań z Rosją.
James Comey better hope that there are no "tapes" of our conversations before he starts leaking to the press!
— Donald J. Trump (@realDonaldTrump) 12 maja 2017
Trump udzielił w czwartek wywiadu sieci NBC, który wywołał falę komentarzy. Zapewnił w nim, że Comey powiedział mu trzykrotnie, iż nie jest on objęty śledztwem w sprawie kontaktów osób z otoczenia prezydenta z przedstawicielami władz rosyjskich.
Inna wersja wydarzeń
W czwartek wieczorem "New York Times" zamieścił na swych stronach internetowych wypowiedzi dwóch współpracowników Comeya, którzy przedstawili inną wersję wydarzeń niż Trump. Według prezydenta Comey spotkał się z nim podczas obiadu w Białym Domu, ponieważ zabiegał o zachowanie swego stanowiska.
- Nie jest pan objęty śledztwem - miał wtedy powiedzieć Trumpowi były szef FBI. Swoje zapewnienia powtórzył jeszcze dwukrotnie podczas dwóch rozmów telefonicznych. Comey nie potwierdził słów Trumpa.
Uczciwość zamiast lojalności
Były wysoki rangą urzędnik FBI zapewnił jednak, że Comey nigdy nie powiedziałby prezydentowi, że nie jest objęty dochodzeniem. Również pełniący obowiązki szefa FBI Andrew McCabe powiedział przed komisją Senatu ds. wywiadu, że informowanie osób zainteresowanych czy są, czy też nie są objęte śledztwem, nie jest "standardową praktyką" FBI. Ponadto, według rozmówców "NYT", spotkanie w Białym Domu odbyło się na zaproszenie administracji Trumpa. Prezydent miał wtedy zapytać, czy Comey może mu obiecać "lojalność". Szef FBI odmówił takiej gwarancji i odparł, że może zaoferować "uczciwość".
"To pyszałek i megaloman"
Trump powiedział również, że to on podjął decyzję o zwolnieniu Comeya. Nazwał go "pyszałkiem i megalomanem". Dodał, że gdy postanowił go usunąć ze stanowiska, miał na uwadze dochodzenie w sprawie ingerencji Rosji w ubiegłoroczne wybory w USA, nadzorowane przez Comeya. Comey został zwolniony we wtorek. Decyzja miała być oficjalnie następstwem rekomendacji jego przełożonego, prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa. Jednak w wywiadzie dla NBC Trump powiedział, że to on sam zadecydował o dymisji szefa FBI. Jak podkreślają amerykańskie media, Trump zdezawuował w ten sposób liczne osoby ze swej administracji, które przedstawiły wcześniej inną wersję wydarzeń i podkreślały, że zwolnienie Comeya jest następstwem źle przeprowadzonego śledztwa FBI w sprawie Hillary Clinton, która jako sekretarz stanu USA posługiwała się prywatnym mailem do przesyłania poufnych informacji. Jak pisze Associated Press, nawet wiceprezydent USA Mike Pence przedstawił takie argumenty, które Trump następnie zdyskredytował.
Śledztwo w sprawie rosyjskiej ingerencji
Sam Comey liczy na to, że będzie mógł przedstawić własną wersję zdarzeń, być może podczas wystąpienia w Kongresie - podaje agencja AP powołując się na współpracownika byłego szefa FBI. Kilka dni przed zwolnieniem go z funkcji szefa FBI Comey poprosił o przyznanie dodatkowych funduszy na przyspieszenie śledztwa w sprawie ingerencji Rosji w amerykańską kampanię wyborczą. Przedmiotem dochodzenia jest też ewentualna "koordynacja" działań - jak to ujął Comey - między stroną rosyjską a sztabem wyborczym Trumpa.
Utrudnianie działań wymiaru sprawiedliwości?
"Washington Post" pisze w piątek, że wobec kroków podjętych przez Trumpa rodzi się pytanie, czy nie doszło do utrudniania działań wymiaru sprawiedliwości, a to prowadzi "do spekulacji na temat impeachmentu".
Dziennik ostrzega jednak, że spekulacje takie mogą być przedwczesne ze względu na wynik najnowszego sondażu Gallupa, z którego wynika 84 proc. republikanów popiera prezydenta. Większość ankietowanych Amerykanów - 54 proc. - uważa z kolei, że zwolnienie Comeya było niewłaściwym posunięciem, a oskarżenia dotyczące kontaktów ludzi z otoczenia Trumpa z Rosjanami są bardzo poważne - pisze dalej "WP". Z sondażu Gallupa wynika jednak, że ponad 75 proc. republikanów uważa te zarzuty za nieistotne, a blisko 50 proc. sądzi, że zwolnienie Comeya nie ma związku ze śledztwem dotyczącym kontaktów z przedstawicielami Rosji i jest związane ze sprawą maili.
Autor: arw//kg / Źródło: PAP