W drugim największym mieście Nowej Zelandii pojawiło się sześć absurdalnych znaków przypominających oficjalne tablice informacyjne rady miasta. Jeden znaków znajduje się przed opuszczonym budynkiem i widnieje na nim napis "trochę nawiedzone, ale do ogarnięcia". Na bardzo ruchliwej ulicy pełnej sklepów znajdziemy ostrzeżenie o tym, aby nie chodzić szybciej niż 2,83 kilometry na godzinę. Inna tablica przestrzega, aby nie stać w jednym miejscu dłużej niż trzy minuty, na kolejnym znalazł się zwykły napis "don't", czyli "nie", albo "nie próbuj", z dopiskiem "mogą obowiązywać kary".
Jak się okazało, nie są to nietypowe pomysły rady miasta, a projekt artystyczny Camerona Hunta, który chciał się zabawić konceptem tego, w jak poważny sposób traktujemy władzę i oznakowanie. "Chodziło o to, żeby zrobić znaki, które wyglądają oficjalnie, ale zawierają zupełnie absurdalne przesłania, co miało wywoływać chwile zakłopotania, po których następowałyby małe wybuchy radości" – powiedział Hunt w rozmowie z "Guardianem".
Rada miasta reaguje
Sześć znaków pojawiło się w mieście w ramach festiwalu sztuki ulicznej Little Street. Każdy z nich, jak twierdzi twórca, powstał z myślą o konkretnym umiejscowieniu. Podkreśla, że obserwowanie ludzi reagujących na znaki jest "niesamowite", chociaż czasem wprowadzają konfuzję. Część osób zamieniła szukanie znaków w zabawę, chociaż znaleźli się też tacy, którzy w ich sprawie postanowili napisać do rady miasta.
Urzędnikom jednak pomysł się spodobał. "Szyldy Hunta są naprawdę urocze" - powiedziała Kiri Jarden, główna doradczyni rady ds. sztuki w społeczności. "Zdecydowanie popieramy artystów wykorzystujących humor, by delikatnie zaczepiać i angażować przechodniów" - dodała.
Autorka/Autor: mart//am
Źródło: Guardian