Brytyjski dziennik "Telegraph" w czwartkowej publikacji ostrzegł przed trwającymi wysiłkami Moskwy na rzecz militaryzacji Arktyki. Gazeta pisze też o dążeniu Moskwy do przejęcia kontroli nad zasobami naturalnymi tego regionu, w tym ropą i gazem.
Autor komentarza, dyrektor działu do spraw Rosji w konserwatywnym think tanku Henry Jackson Society, Andrew Foxall, podkreślił, że w obliczu rosyjskiej decyzji o otwarciu nowej bazy wojskowej w Arktyce wyrasta ona na "jeden z najgorętszych punktów zapalnych", obok Syrii, Korei Północnej, Libii i Ukrainy.
Spór o Arktykę
Komentator zaznaczył, że spór o Arktykę sięga początków rządów rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, kiedy Rosja złożyła do Organizacji Narodów Zjednoczonych wniosek o uzyskanie kontroli nad znaczną częścią Oceanu Arktycznego, włącznie z biegunem północnym.
"Początkowo wniosek został odrzucony, ale dwa lata temu złożono go ponownie. Jeśli okaże się skuteczny, granice Rosji powiększą się o 463 tysiące mil kwadratowych (około 1,2 mln km kwadratowych - red.) - zaznaczył Foxall.
Jak jednak dodał, spór w niewielkim stopniu dotyczy samego terytorium, a w większym - znajdujących się tam zasobów naturalnych. Jak wykazało w 2008 r. amerykańskie badanie geologiczne, aż 13 proc. światowych rezerw ropy i 30 proc. rezerw gazu znajduje się w Arktyce.
"Rosja chce z nich skorzystać: przyjęta w 2008 roku oficjalna polityka arktyczna jasno mówi o ambicjach Moskwy, żeby zamienić Arktykę w 'strategiczną bazę zasobów naturalnych'" - napisał ekspert.
Foxall podkreślił, że "w tym celu Rosja spędziła ostatnią dekadę, militaryzując region, prześcigając wysiłki Zachodu" przez prowadzenie miedzy innymi patroli powietrznych i wodnych, a także ustanawiając oddzielne dowództwo wojskowe obejmujące Arktykę i ponownie otwierając byłe sowieckie bazy w tym regionie.
"Zachód jest narażony na ryzyko. Stany Zjednoczone mają zaledwie jedną jednostkę przystosowaną do operowania na wodach Arktyki, (...) a Rosja ma ich czterdzieści i przygotowuje kolejnych jedenaście w celu uzyskania kontroli nad szlakiem Morza Północnego i wykorzystania go do przewozu towarów" - dodał.
Pytanie o reakcje NATO
Ekspert Henry Jackson Society zaznaczył jednak, że dla Londynu kluczowe powinno być tak zwane przejście GIUK, czyli obszar między Grenlandią, Islandią i Wielką Brytanią, który "w trakcie zimnej wojny (...) był prawdopodobnie najdokładniej obserwowanym fragmentem oceanu na całej planecie, w czym brytyjska marynarka wojenna odgrywała główną rolę". Przejście GIUK stwarza możliwość wpłynięcia na Atlantyk od strony Morza Północnego z pominięciem kanału La Manche.
"Znaczenie tego obszaru zmalało po upadku Związku Radzieckiego, ale teraz, kiedy Rosja staje się coraz bardziej asertywna, Wielka Brytania wraz z sojusznikami gorączkowo odbudowuje swoją zdolność wojskową w tym rejonie" - napisał, podkreślając, że w ubiegłym roku brytyjskie ministerstwo obrony ogłosiło, że wyda 3 mld funtów na dziewięć samolotów P-8 Poseidon, które będą monitorowały aktywność nad północnym Atlantykiem.
"NATO długo ignorowało Arktykę, ale to musi się zmienić. Rosyjski specjalny wysłannik na Arktykę Artur Czilingarow powiedział w środę, że spodziewa się, iż ONZ zaakceptuje rozszerzenie rosyjskich granic o Arktykę. Wyobraźmy sobie jednak, że tak się nie stanie, a Rosja użyje siły, żeby zabezpieczyć swoje interesy, tak jak zrobiła to na Ukrainie i w Syrii. Jak wówczas zareagowałoby NATO?" - zapytał Andrew Foxall.
Autor: tas/adso / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: mil.ru