Minister obrony Francji Gerard Longuet, przebywający z wizytą w Afganistanie, był celem poniedziałkowego zamachu w budynku resortu obrony w Kabulu - poinformował rzecznik talibów po ataku, w którym zginęły dwie osoby, a siedem zostało rannych. Francuza nie było w budynku, kiedy doszło do ataku.
W poniedziałek rano doszło do ataku na budynek resortu obrony w Kabulu. Wiadomo, że zamachowiec samobójca próbował wysadzić się w tym gmachu, a jeden z żołnierzy otworzył ogień i to właśnie z jego ręki zginęli pracownicy resortu. Nie wiadomo zaś, czy współpracował on z terrorystą, czy próbował go powstrzymać.
Rzecznik ministerstwa obrony Zaher Azimy powiedział, że zamachowiec został zabity, nim zdołał zdetonować ładunek. Wcześniej afgańska telewizja Tolo TV podała, że zginął ochroniarz wiceministra obrony, a ranni zostali asystent ministra obrony i sekretarz szefa sztabu generalnego. Później doszły dane o kolejnych rannych.
Cel ataku
Gerard Longuet, który przybył do Kabulu w niedzielę i był celem ataku, miał spotkać się z wieloma afgańskimi politykami, w tym ze swoim odpowiednikiem ministrem Abdulem Rahimem Wardakiem. Nic mu się nie stało - zapewnił rzecznik francuskich sił w stolicy Afganistanu.
Z kolei rzecznik talibów wyjaśnił, że powodem "ataku jest inwazja francuskiej armii w Afganistanie".
Pomimo wielu lat interwencji międzynarodowej w Afganistanie i wsparcia afgańskiej armii i sił bezpieczeństwa sumami liczonymi w miliardy dolarów, niemal każdego dnia dochodzi do kolejnego zamachu bądź ataku.
Źródło: reuters, pap