Do ataku doszło w sobotę w Nakhon Ratchasima, jednym z największych miast Tajlandii, położonym około 250 km od Bangkoku.
Policja zidentyfikowała napastnika jako 32-letniego sierżanta Jakrapantha Thommę. Jego śmierć potwierdził w niedzielę minister zdrowia Tajlandii Anutin Charnvirakul.
Napastnik zastrzelił kilkoro żołnierzy w jednostce, później ukradł broń i wojskowy samochód. Strzelając po drodze do cywilów, pojechał do centrum handlowego, gdzie przez kilka godzin przetrzymywał zakładników - przekazał tajlandzki resort obrony. Premier Tajlandii Prayuth Chan-ocha poinformował, że w ataku zginęło 26 osób, a 57 zostało rannych.
"Co chwilę słyszeliśmy wystrzały"
Na czwartym piętrze galerii 33-letni Chanathip Somsakul zabarykadował się w łazience z kilkunastoma osobami. Jak relacjonował, wszyscy używali smartfonów, żeby zdobyć informacje o zamachu. Było ich jednak tak wiele, często ze sobą sprzecznych, że nikt nie wiedział, w co ma wierzyć.
- Wszyscy byli przerażeni. Jeden z mężczyzn, pracownik tego centrum handlowego, zadzwonił do swojego kolegi, który znajdował się w pokoju z podglądem kamer monitoringu. Przekazywał nam informacje, gdzie obecnie znajduje się zamachowiec - powiedział w rozmowie z agencją AFP.
Agencja Reutera cytuje jednego z zakładników, który twierdzi, że napastnik "celował ludziom w głowy", a jego strzały były "bardzo precyzyjne".
- Ta sytuacja była przerażająca. Co chwilę słyszeliśmy wystrzały. Czekaliśmy bardzo długo, wiele godzin, aż przyjechała policja - mówił w rozmowie z Reutersem 28-letni Suvanarat Jirattanasakul.
"To wyglądało jak scena strzelaniny z hollywoodzkiego filmu akcji"
Major generał Jirapob Puridet, który dowodził akcją w centrum handlowym, relacjonował jej przebieg w rozmowie z CNN.
Początkowo służby chciały negocjować z napastnikiem. Do Nakhon Ratchasima ściągnięto jego matkę, jednak nie udało się jej wejść do środka galerii. Jej zdaniem i tak nie było większego sensu rozmawiać z jej synem, bo cierpiał na depresję i był bardzo wybuchowy.
- Musieliśmy doprowadzić do konfrontacji z napastnikiem. Ludzie uwięzieni w chłodni w centrum handlowym wysyłali do nas wiadomości, że poziom tlenu był bardzo niski i zaczynali się dusić. Musieliśmy spotkać się z nim twarzą w twarz, inaczej ludzie by umarli - powiedział Puridet.
W trakcie konfrontacji zginął jeden policjant, trzech zostało rannych. - To wyglądało jak scena strzelaniny z hollywoodzkiego filmu akcji - dodał.
Facebook usunął konto napastnika
Podczas ataku zamachowiec umieszczał zdjęcia i wpisy w mediach społecznościowych. Napisał między innymi, że "śmierć jest nieunikniona dla każdego człowieka". Facebook zdecydował o usunięciu jego konta.
"Na Facebooku nie ma miejsca dla ludzi, którzy dopuszczają się takiego okrucieństwa. Nie dopuścimy też do tego, żeby ludzie wspierali taki atak" - oświadczył przedstawiciel Facebooka.
Autorka/Autor: ads/kg
Źródło: CNN, Reuters, BBC