- Dostępne informacje nie pozwalają jeszcze na jednoznaczną ocenę, ale większość źródeł potwierdza, że to był wypadek - oznajmił Mark Esper, mówiąc o tragicznej w skutkach eksplozji w Bejrucie.
W wyniku eksplozji w porcie w Bejrucie zginęły co najmniej 154 osoby, a około 5 tys. zostało rannych. Znaczna część miasta została zniszczona. Według libańskich władz straty mogą sięgać 10-15 miliardów dolarów.
- Naturalnie, jest to tragedia. Rozmawiamy z Libanem o naszej pomocy - podkreślił szef Pentagonu Mark Esper.
Stanowisko Espera różni się od oceny szefa personelu Białego Domu Marka Meadowsa, który stwierdził w środę, że rząd Stanów Zjednoczonych nie wyklucza całkowicie, że eksplozja w Bejrucie była atakiem. Meadows dodał przy tym, że USA nadal gromadzą informacje wywiadowcze na temat tego wybuchu.
Dzień wcześniej prezydent USA Donald Trump nazwał wybuch w porcie w Bejrucie "atakiem prawdopodobnie spowodowanym przez bombę". Podczas konferencji prasowej w Białym Domu Trump powiedział, że spotkał się z "niektórymi wielkimi amerykańskimi generałami" i oni "wydają się sądzić", że w Bejrucie "był atak, była jakiegoś rodzaju bomba".
Saletra amonowa
Jako przyczynę tragedii rząd Libanu podaje wybuch składowanych w porcie 2 750 ton saletry amonowej (azotanu amonu) wcześniej skonfiskowanej przez władze. Do eksplozji miało dojść podczas spawania otworu w magazynie, co miało zapobiec kradzieży.
Prezydent Libanu Michal Aoun napisał na Twitterze, że "jest nie do przyjęcia" aby 2 750 ton saletry amonowej było przechowywanych w portowym magazynie przez 6 lat bez żadnych środków zabezpieczających. Aoun zapowiedział, że osoby odpowiedzialne za tragedię "poniosą najsurowszą karę".
Źródło: PAP